Życie za życie, ale „na maksa”…

Dnia 14 sierpnia 1941 roku w bunkrze głodowym niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz (Oświęcim) zakończył życie św. Maksymilian Maria Kolbe, dobity o godz. 12.50 zastrzykiem z trucizny (fenolu). Jakieś dwa tygodnie wcześniej z obozu uciekł jeden z więźniów. W odwecie władze niemieckie na apelu wyselekcjonowały 10 więźniów z bloku tego uciekiniera, którzy mieli zginąć śmiercią głodową. Wśród nich był 40-letni Franciszek Gajowniczek, żołnierz zawodowy w stopniu sierżanta. Zaczął rozpaczać, że ma żonę i dzieci. Konkretnie miał dwóch synów, w wieku 11 i 14 lat.

I wówczas z szeregu wystąpił ojciec Kolbe, który kilka miesięcy temu ukończył 47 lat. Numer obozowy 16670. Niepotrzebny był tłumacz. Więzień mówił po niemiecku. Na pytanie, czego chce „ta polska świnia”, odpowiedział ze spokojem: „Ich will für ihn sterben” – „Ja chcę za niego umrzeć”. I wówczas chyba jedyny raz w całej historii tego obozu zwierzchnik zwrócił się do więźnia formułą grzecznościową („Warum wollen Sie…): „Dlaczego Pan chce umrzeć za niego?” Ojciec Maksymilian odpowiedział: „Bo on ma żonę i dzieci”. Życie za życie. Tak po prostu. Zrównoważone szale. „Gut” – „Dobrze”, odpowiedział Niemiec. Tyle zrozumiał z tego wszystkiego. Wszak więźniowie w obozie to kolejne numery. Jednakże, pod pewnym względem, nie były to dwie równe szale.

Franciszek Gajowniczek przetrwał II wojnę światową i wrócił do domu. Nie zastał w nim już synów, bo obydwaj kilka miesięcy wcześniej zginęli podczas nalotów. Odtąd miał jeszcze żyć 50 lat, aż do 1995 roku. Przypomina się słynny wiersz Zbigniewa Herberta („Przesłanie Pana Cogito”), w którym padają słowa: „ocalałeś nie po to aby żyć masz mało czasu trzeba dać świadectwo”. Ocalony z Auschwitz wykonał zadanie jakby tylko w wersji minimalnej. Wojenna trauma go przytłaczała. Z niechęcią mówił o realiach obozowych. Był jednak na kanonizacji ojca Maksymiliana w Rzymie (w 1982 roku) i pozwolił się pogrzebać na cmentarzu w Niepokalanowie. Żył jakby przygaszony na uboczu odradzającego się świata, w pewnym okresie znajdując ziemską satysfakcję w hodowaniu nutrii. Zwykły, najzwyklejszy człowiek, taki jeden z miliardów…

Na drugiej szali znajdowało się życie prawdziwego giganta, ojca Maksymiliana. Podczas chrztu otrzymał imię Rajmund. W zakonie franciszkanów konwentualnych przyjął imię Maksymilian. Podczas ślubów wieczystych otrzymał jeszcze imię żeńskie Maria. O sobie samym mówił z dumą: „Polski ksiądz katolicki”. Miał dwa doktoraty, jeden z filozofii i jeden z teologii, zdobyte na dwóch różnych prestiżowych uczelniach rzymskich. Wykładał historię. Do tego miał niezwykłe zdolności techniczne, wręcz niewyobrażalne. Wydawał kilka tytułów prasowych, m.in. „Rycerza Niepokalanej”; był założycielem pierwszego w Polsce radia katolickiego. Prowadził misje na Dalekim Wschodzie, w Japonii. Zbudował klasztor w Niepokalanowie, w którym na progu II wojny światowej było ponad 700 ojców, braci i nowicjuszy, liczebnie największy wówczas dom zakonny na świecie. Niezwykły kapłan, nadzwyczajny franciszkanin, który nawet grobu nie ma, bo jego ciało spalono w krematorium, pozostała tylko więzienna cela. Ale to on ostatecznie jest prawdziwym zwycięzcą nad tamtą nocą spowijającą ludzkość.

Oddawał dobrowolnie życie za zwykłego człowieka, demonstrując tym samym, że nie wolno nikogo zabijać, bo każdy człowiek ma niezbywalne prawo do istnienia. Ontycznie wszyscy ludzie są równi, chociaż życiowe dokonania z pewnością ich różnicują. Ale jakakolwiek władza, która nie stanowi służby ludziom, pozostaje jedynie godna pogardy. Czy to świecka, czy religijna! Zasługuje wtedy naprawdę jedynie na pogardę. Najwyższą pogardę. Pozdrawiam Czytelników.

Komentarze

Popularne posty - wszystkie okresy

Łomża pożegnała ks. biskupa Stanisława Stefanka…

Bal charytatywny z przykrą „atrakcją”…

Nie oszukujmy się i powiedzmy wprost, wakat na tym stanowisku może przynieść tylko pozorne oszczędności…

Apel do prezydenta Mariusza Chrzanowskiego i samorządu…

Słowa bp Stepnowskiego wybrzmiały, jakby obce mu były wskazania Kodeksu Prawa Kanonicznego oraz Soboru Watykańskiego II…