Z atrakcji zostanie nam tylko władza, hierarchowie kościelni, niewymierny patriotyzm…
Modlitwa:
Weź Boże w swą opiekę naszą Łomżę, chroń nas od powodzi, pożarów, nieprzyjaciół i biedy. Dodaj sił prezydentowi i radnym, aby na chwałę Tobie zarządzali naszym miastem. Oddalaj nas od faryzeuszy, którzy z drogi słusznej nas by odwieźć chcieli. Od zła, pokus, zawiści, korupcji, układów chroń nas Panie!
Niewiele jest w stanie zmienić taka modlitwa, albowiem Bóg tylko wówczas nas ochroni jeśli Go wesprzemy. Problemem Łomży, bez względu na treść modlitwy, pozostaje misternie pleciony układ z podłożem polityczno - kolesiowskim, który obecnie włada miastem. Jego centrum ustanowił wyborca a w ślad za nim prezydent, z grupą partyjnych doradców różnego szczebla, tworząc sieć powiązań i zależności zapewniających stanowiska, a w ślad za tym dopływ publicznych pieniędzy. Inwestycje, szkoły, gospodarka mieszkaniowa i komunalna, kultura, sport, współpraca z organizacjami pozarządowymi, polityka personalna, spółki miasta itd. itp. to główne źródła zasilające, mającą się dobrze partyjną ekipę oraz jej pochlebców.
W lokalnych i regionalnych mediach o Łomży mówi się wyłącznie w pozytywnym znaczeniu (poza małymi wyjątkami, np. 4lomza.pl), przemilcza się zaś drażliwe tematy, lub skrzętnie zamiata się je pod dywan, sugerując przy tym cenzurę prewencyjną. Nie mówi się ani jednym słowem, że „zagospodarowywanie” publicznego grosza przez rządzących nie zawsze idzie w parze z rozwojem miasta i potrzebami mieszkańców, a często po prostu je wyklucza. Z miasta uciekają ludzie młodzi, szukający pracy i przyszłości, którym nie daje się nadziei na rozwój.
Stygmat rządów prezydenta i „doradców” z każdym miesiącem daje się coraz bardziej we znaki mieszkańcom, stanowiąc coraz większy ciężar dla tych, którzy zdecydowali się zostać i wiązać koniec z końcem. Ich barki obarczono spłatą wyimaginowanego sukcesu. Swoje dorzucili hierarchowie kościelni, zaabsorbowani twórczością w znacznym stopniu rozmijającą się z potrzebami społeczności lokalnej.
Miasto popadło w niebezpieczny immobilizm, bowiem dalsze zadłużanie miasta wstrzyma możliwości nie tylko inwestycyjne na najbliższe lata, ale przede wszystkim działania na rzecz powstrzymania wypływu na zewnątrz młodych ludzi, zamyka także drogę do możliwości wprowadzenia bardzo konkretnych ulg, mogących ratować kurczące się miejsca pracy i wsparcie dla firm napotykających na problemy z załamaniem koniunktury, spowodowanej rządami obecnej ekipy na szczeblu centralnym. O tym ani prezydent, ani samorząd nie dyskutują, a jeżeli już to półgębkiem. Symboliczne wsparcie różnych form pomocy społecznej, to pozorne zaleczanie obszarów rosnącej biedy. Miasto, które miało szansę na rozwój turystyki i szeroko pojętego centrum sportu, zdegradowano do roli krótkiego przystanku w drodze do innych miast województwa. Prezydent coś buduje, lokalne drogi, papieskie place, organizuje koncerty i konkursy oraz spotkania z zupą i inne igrzyska. Okazuje się w praktyce, że urząd niewiele więcej potrafi, ale też niewiele więcej trzeba, by utrzymać władzę. Być może właśnie na tym polega sukces. Przy takim sposobie sprawowania władzy, nafaszerowanym m.in. populizmem, miasto zupełnie straciło swoją siłę przyciągania. Nie można wykluczyć, że za dwa lata z atrakcji zostanie już tylko władza, hierarchowie kościelni, niewymierny patriotyzm i stworzony przez nich układ naczyń politycznie połączonych, czyli niesamowite kółko wzajemnej adoracji.
Otóż ten twór, nazwany umownie na potrzeby felietonu „układem politycznym”, interesuje coraz większą grupę ludzi; interesują ich jego życiowe zwyczaje, a zwłaszcza sposób jego odżywiania i przetrwania. Już na początku analizy napotyka się na paradoksalność tego organizmu. Okazuje się bowiem, że funkcjonuje on tym lepiej, im gorzej mają mieszkańcy, im miasto bardziej się zadłuża. Narastający marazm i w konsekwencji degradacja lokalnej społeczności pogłębia wpływ tego układu na miasto. Migracja młodych i szukających pracy siłą rzeczy wzmacniają elektorat tego układu. Spotęgowanie klientów potrzebujących przeróżnej pomocy, to dodatkowy elektorat, bo któż odmówi głosu kiedy dzieci płaczą, jeść się chce a do gara nie ma co włożyć. Czym więcej problemów mieszkańców, tym silniejsza pozycja prezydenta. Dobrze opłacani kluczowi urzędnicy wraz ze swoimi rodzinami dokooptują resztę elektoratu. Wszystko razem wzięte do tzw. kupy powoduje, że przyszłe wybory dla prezydenta i jego ekipy staną się formalnością. Przestrzegam, żeby się nie spóźnić, bo pewne procesy mogą być nieodwracalne. Dlatego na dziś jedyną alternatywą pozostaje rozważenie zwołania referendum o odwołanie prezydenta, bez względu na skutki.
Bliższa obserwacja pozwala zauważyć ciekawe czynniki i sposoby, dzięki którym środowisko prezydenta utrzymuje się przy władzy. Pozwalam sobie poniżej wymienić najważniejsze moim zdaniem, aby jeszcze wnikliwiej poznać ten „fenomen”.
Hierarchowie kościelni i ich żołnierze. Są spoiwem lokalnego „układu politycznego”. Akcentowanie związków władzy z hierarchami kościelnymi dostarcza legitymacji dla rządów prezydenta. Hierarchowie dostarczają symboliki i pretekstów. Kościół sugeruje i pozyskuje głosy, ale w zamian żąda fantów. Władza i w zdecydowanej większości samorząd sprawują dzisiaj funkcję dyspozytariusza myśli kościelnych hierarchów, tego silnego związku nie da się ukryć. Oczywiście nie odkrywam w tym przypadku ameryki, lecz ujęcie tego kluczowego czynnika jest nieodzowne.
Wasalizacja samorządu. W radzie miasta prezydent, wbrew pozorom, ma stabilną większość, o podłożu polityczno służalczym. Z wielką determinacją dba o to przewodniczący rady. Rzadkie odstępstwa od tej harmonii spowodowane są obroną interesów grup i mają się nijak do rozkładu pozornych przeciwsił w radzie. Można odnieść wrażenie, że przy wsparciu układu politycznego organem uchwałodawczym, a także każdym innym jest prezydent, na rzecz którego w jakimś stopniu rada „zrzekła się kompetencji”. Zgoda buduje, a niezgoda kosztuje. Panuje więc w kluczowych sprawach zgoda.
Brak autentycznie niezależnych mediów. Przy ich braku prezydentowi łatwo manipulować opinią publiczną. Telewizja lokalna nie wykazuje inwencji w merytorycznej krytyce władz. Odnosi się wrażenie, że pokazuje "co otrzyma lub zostanie zasugerowane". Generalnie w większości nośników kreowana jest rzeczywistość zgodna z interesami układu politycznego. Robią to sprytnie i swoją „wierność” manifestują z mniejszą ostentacją.
Unieruchomienie niepokornych. Niepokorni, samodzielni nie mają racji bytu i odsuwani są w cień. Praktycznie można powiedzieć, że przedpole zostało oczyszczone. Ponadto dawni opozycjoniści (poza nielicznymi wyjątkami), dzisiaj w Łomży w znacznej liczbie przytuleni do rządzącego układu politycznego, jakoś nie widzą problemu w stosowaniu metod niegdysiejszych oponentów.
Strach. Pajęczyna powiązań, dyrektorów, kierowników, prezesów, decyzyjnych urzędników i łączący ich wspólny kociołek wypełniony publicznymi pieniędzmi, tworzą wysoki i gruby mur wokół łomżyńskiego układu politycznego. Nad tym wszystkim jest jeszcze rozpostarty przez hierarchów kościelnych ogromny parasol ochronny. Nie ma więc sensu wychylać się, kiedy pajęczyna jest szczelnie zabezpieczona. Lepiej zacisnąć zęby i spokojnie trwać w tym swoistym układzie polityczno - kolesiowskim.
Miast i „układów” podobnych do Łomży jest w kraju sporo. Funkcjonowanie lokalnych „grup trzymających władzę” wynika ze złego prawa samorządowego, niskiej świadomości obywatelskiej mieszkańców oraz braku promocji prawd. Jednak możliwość na odzyskanie miasta dla mieszkańców istnieje. Oczywiście zadanie nie jest proste. Aby okiełznać „układ” trzeba go najpierw dokładnie opisać, by zrozumieć… Interesy „układu” dawno już rozeszły się z interesami zamieszkujących teren jego żerowania. Czym szybciej mieszkańcy Łomży dostrzegą, że stali się ofiarą „układu”, tym prędzej odejdzie on i jego dobrze opłacani fani. Jedną z alternatyw jest być może referendum o odwołanie prezydenta. Przeciwstawienie się szkodliwemu dla miasta i jego społeczności układowi polityczno - kolesiowskiemu jest pewną formą patriotyzmu. Inaczej kadencja minie na gadaniu, a układ precyzyjnie zrobi swoje i mocno się okopie. Tak uważam.
Weź Boże w swą opiekę naszą Łomżę, chroń nas od powodzi, pożarów, nieprzyjaciół i biedy. Dodaj sił prezydentowi i radnym, aby na chwałę Tobie zarządzali naszym miastem. Oddalaj nas od faryzeuszy, którzy z drogi słusznej nas by odwieźć chcieli. Od zła, pokus, zawiści, korupcji, układów chroń nas Panie!
Niewiele jest w stanie zmienić taka modlitwa, albowiem Bóg tylko wówczas nas ochroni jeśli Go wesprzemy. Problemem Łomży, bez względu na treść modlitwy, pozostaje misternie pleciony układ z podłożem polityczno - kolesiowskim, który obecnie włada miastem. Jego centrum ustanowił wyborca a w ślad za nim prezydent, z grupą partyjnych doradców różnego szczebla, tworząc sieć powiązań i zależności zapewniających stanowiska, a w ślad za tym dopływ publicznych pieniędzy. Inwestycje, szkoły, gospodarka mieszkaniowa i komunalna, kultura, sport, współpraca z organizacjami pozarządowymi, polityka personalna, spółki miasta itd. itp. to główne źródła zasilające, mającą się dobrze partyjną ekipę oraz jej pochlebców.
W lokalnych i regionalnych mediach o Łomży mówi się wyłącznie w pozytywnym znaczeniu (poza małymi wyjątkami, np. 4lomza.pl), przemilcza się zaś drażliwe tematy, lub skrzętnie zamiata się je pod dywan, sugerując przy tym cenzurę prewencyjną. Nie mówi się ani jednym słowem, że „zagospodarowywanie” publicznego grosza przez rządzących nie zawsze idzie w parze z rozwojem miasta i potrzebami mieszkańców, a często po prostu je wyklucza. Z miasta uciekają ludzie młodzi, szukający pracy i przyszłości, którym nie daje się nadziei na rozwój.
Stygmat rządów prezydenta i „doradców” z każdym miesiącem daje się coraz bardziej we znaki mieszkańcom, stanowiąc coraz większy ciężar dla tych, którzy zdecydowali się zostać i wiązać koniec z końcem. Ich barki obarczono spłatą wyimaginowanego sukcesu. Swoje dorzucili hierarchowie kościelni, zaabsorbowani twórczością w znacznym stopniu rozmijającą się z potrzebami społeczności lokalnej.
Miasto popadło w niebezpieczny immobilizm, bowiem dalsze zadłużanie miasta wstrzyma możliwości nie tylko inwestycyjne na najbliższe lata, ale przede wszystkim działania na rzecz powstrzymania wypływu na zewnątrz młodych ludzi, zamyka także drogę do możliwości wprowadzenia bardzo konkretnych ulg, mogących ratować kurczące się miejsca pracy i wsparcie dla firm napotykających na problemy z załamaniem koniunktury, spowodowanej rządami obecnej ekipy na szczeblu centralnym. O tym ani prezydent, ani samorząd nie dyskutują, a jeżeli już to półgębkiem. Symboliczne wsparcie różnych form pomocy społecznej, to pozorne zaleczanie obszarów rosnącej biedy. Miasto, które miało szansę na rozwój turystyki i szeroko pojętego centrum sportu, zdegradowano do roli krótkiego przystanku w drodze do innych miast województwa. Prezydent coś buduje, lokalne drogi, papieskie place, organizuje koncerty i konkursy oraz spotkania z zupą i inne igrzyska. Okazuje się w praktyce, że urząd niewiele więcej potrafi, ale też niewiele więcej trzeba, by utrzymać władzę. Być może właśnie na tym polega sukces. Przy takim sposobie sprawowania władzy, nafaszerowanym m.in. populizmem, miasto zupełnie straciło swoją siłę przyciągania. Nie można wykluczyć, że za dwa lata z atrakcji zostanie już tylko władza, hierarchowie kościelni, niewymierny patriotyzm i stworzony przez nich układ naczyń politycznie połączonych, czyli niesamowite kółko wzajemnej adoracji.
Otóż ten twór, nazwany umownie na potrzeby felietonu „układem politycznym”, interesuje coraz większą grupę ludzi; interesują ich jego życiowe zwyczaje, a zwłaszcza sposób jego odżywiania i przetrwania. Już na początku analizy napotyka się na paradoksalność tego organizmu. Okazuje się bowiem, że funkcjonuje on tym lepiej, im gorzej mają mieszkańcy, im miasto bardziej się zadłuża. Narastający marazm i w konsekwencji degradacja lokalnej społeczności pogłębia wpływ tego układu na miasto. Migracja młodych i szukających pracy siłą rzeczy wzmacniają elektorat tego układu. Spotęgowanie klientów potrzebujących przeróżnej pomocy, to dodatkowy elektorat, bo któż odmówi głosu kiedy dzieci płaczą, jeść się chce a do gara nie ma co włożyć. Czym więcej problemów mieszkańców, tym silniejsza pozycja prezydenta. Dobrze opłacani kluczowi urzędnicy wraz ze swoimi rodzinami dokooptują resztę elektoratu. Wszystko razem wzięte do tzw. kupy powoduje, że przyszłe wybory dla prezydenta i jego ekipy staną się formalnością. Przestrzegam, żeby się nie spóźnić, bo pewne procesy mogą być nieodwracalne. Dlatego na dziś jedyną alternatywą pozostaje rozważenie zwołania referendum o odwołanie prezydenta, bez względu na skutki.
Bliższa obserwacja pozwala zauważyć ciekawe czynniki i sposoby, dzięki którym środowisko prezydenta utrzymuje się przy władzy. Pozwalam sobie poniżej wymienić najważniejsze moim zdaniem, aby jeszcze wnikliwiej poznać ten „fenomen”.
Hierarchowie kościelni i ich żołnierze. Są spoiwem lokalnego „układu politycznego”. Akcentowanie związków władzy z hierarchami kościelnymi dostarcza legitymacji dla rządów prezydenta. Hierarchowie dostarczają symboliki i pretekstów. Kościół sugeruje i pozyskuje głosy, ale w zamian żąda fantów. Władza i w zdecydowanej większości samorząd sprawują dzisiaj funkcję dyspozytariusza myśli kościelnych hierarchów, tego silnego związku nie da się ukryć. Oczywiście nie odkrywam w tym przypadku ameryki, lecz ujęcie tego kluczowego czynnika jest nieodzowne.
Wasalizacja samorządu. W radzie miasta prezydent, wbrew pozorom, ma stabilną większość, o podłożu polityczno służalczym. Z wielką determinacją dba o to przewodniczący rady. Rzadkie odstępstwa od tej harmonii spowodowane są obroną interesów grup i mają się nijak do rozkładu pozornych przeciwsił w radzie. Można odnieść wrażenie, że przy wsparciu układu politycznego organem uchwałodawczym, a także każdym innym jest prezydent, na rzecz którego w jakimś stopniu rada „zrzekła się kompetencji”. Zgoda buduje, a niezgoda kosztuje. Panuje więc w kluczowych sprawach zgoda.
Brak autentycznie niezależnych mediów. Przy ich braku prezydentowi łatwo manipulować opinią publiczną. Telewizja lokalna nie wykazuje inwencji w merytorycznej krytyce władz. Odnosi się wrażenie, że pokazuje "co otrzyma lub zostanie zasugerowane". Generalnie w większości nośników kreowana jest rzeczywistość zgodna z interesami układu politycznego. Robią to sprytnie i swoją „wierność” manifestują z mniejszą ostentacją.
Unieruchomienie niepokornych. Niepokorni, samodzielni nie mają racji bytu i odsuwani są w cień. Praktycznie można powiedzieć, że przedpole zostało oczyszczone. Ponadto dawni opozycjoniści (poza nielicznymi wyjątkami), dzisiaj w Łomży w znacznej liczbie przytuleni do rządzącego układu politycznego, jakoś nie widzą problemu w stosowaniu metod niegdysiejszych oponentów.
Strach. Pajęczyna powiązań, dyrektorów, kierowników, prezesów, decyzyjnych urzędników i łączący ich wspólny kociołek wypełniony publicznymi pieniędzmi, tworzą wysoki i gruby mur wokół łomżyńskiego układu politycznego. Nad tym wszystkim jest jeszcze rozpostarty przez hierarchów kościelnych ogromny parasol ochronny. Nie ma więc sensu wychylać się, kiedy pajęczyna jest szczelnie zabezpieczona. Lepiej zacisnąć zęby i spokojnie trwać w tym swoistym układzie polityczno - kolesiowskim.
Miast i „układów” podobnych do Łomży jest w kraju sporo. Funkcjonowanie lokalnych „grup trzymających władzę” wynika ze złego prawa samorządowego, niskiej świadomości obywatelskiej mieszkańców oraz braku promocji prawd. Jednak możliwość na odzyskanie miasta dla mieszkańców istnieje. Oczywiście zadanie nie jest proste. Aby okiełznać „układ” trzeba go najpierw dokładnie opisać, by zrozumieć… Interesy „układu” dawno już rozeszły się z interesami zamieszkujących teren jego żerowania. Czym szybciej mieszkańcy Łomży dostrzegą, że stali się ofiarą „układu”, tym prędzej odejdzie on i jego dobrze opłacani fani. Jedną z alternatyw jest być może referendum o odwołanie prezydenta. Przeciwstawienie się szkodliwemu dla miasta i jego społeczności układowi polityczno - kolesiowskiemu jest pewną formą patriotyzmu. Inaczej kadencja minie na gadaniu, a układ precyzyjnie zrobi swoje i mocno się okopie. Tak uważam.
bardzo trafna ocena miejscowego układu
OdpowiedzUsuńReferendum to dobry pomysł.
OdpowiedzUsuńByłoby takim uczciwym SPRAWDZAMY !
Z tym się idzie zgodzić. Takiego skoku na stanowiska jak teraz jeszcze w historii Łomży nie było.
OdpowiedzUsuńszukał prezes układu i ma :)
OdpowiedzUsuńPiS bierze wszystko i nigdy nie odda.
OdpowiedzUsuńCoraz więcej ludzi pisze o referendum, a może należałoby już coś zacząc robic
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest. Warto rozważyć!
OdpowiedzUsuńNo właśnie warto rozważyc po tych 10 bańkach kredytu to nie będzie co rozważac po prostu budżetu na 2018 nie da się ulepic i będzie koniec
OdpowiedzUsuńJakie referendum? hahaha Wszyscy tylko mocni w gębie. Nie ma lokomotywy. hahaha Większość radnych już siedzi wygodnie na fotelikach. hahaha Musztarda po obiedzie :(
OdpowiedzUsuńA co mają do tego radn,i to ludzie muszą coś zrobic zresztą referendum powinno dotyczyc również odwołania rady miasta bo oni się dawno skompromitowali swoja uległością wobec kaprysów panicza , nie da się również ukryc ze jak wspominał autor artykułu są zbyt mocno związani stołkami swojej rodziny z ratuszem czyli nie nadają się do reprezentowania nas, przywódcy są w tym mieście wciąż jeszcze pozostało sporo mądrych ludzi ale o sobie nie wiedzą bo w Łomży brakuje wolnych mediów które informuja rzetelnie, wszystko jest pod kontrolą grupy trzymającej władzę
OdpowiedzUsuńpodzielam ten pogląd
OdpowiedzUsuńchoć nie wrzucałbym wszystkich radnych do jednego worka
jestem za referendum
No to trzeba tak na oko 50 osób na tyle zdeterminowanych świadomych i wzajemnie się wspierających żeby to zrealizowac najlepiej takich którzy nie pracują w Łomży lub z innych powodów są niezwiązani z układem sprawującym władzę w mieście żeby nie byli wrażliwi na miejskie układy. I jeszcze jedna rzecz czasami żeby coś się udało trzeba wiele razy próbowac dedykuje te słowa watpiącym
OdpowiedzUsuńdokładnie :)
OdpowiedzUsuńW tym przypadku wystarczy jedno dobre podejście!
OdpowiedzUsuńNie oszukujmy się, Łomża tonie. Referendum jest w tej sytuacji jedynym rozsądnym rozwiązaniem.
OdpowiedzUsuńNo dobrze kto chętny do działania każdy chętny jeden wpis
OdpowiedzUsuńNie w tym rzecz, żeby się tutaj produkować. Za ten temat po prostu trzeba się zabrać. Sądzę, że jest sporo ludzi chcących zająć się organizacją referendum. Gdyby lokomotywą tego przedsięwzięcia został któryś z radnych nabrałoby to przyspieszenia.
OdpowiedzUsuńNie rozśmieszaj mnie. Nie ma takiego odważnego radnego. Puste gadanie z ich ust pada.
OdpowiedzUsuńNo właśnie chodzi o to żeby jasno powiedzieć ze mogę się zaangażować , powiedzieć że jestem chętny, radni tak naprawdę są przegrani a ci co mają zdanie wlasne są stłamszeni i nic nie zrobią oni nie czują poparcia, demokracja to nie spychologia nie czekaj na innych zrób sam
OdpowiedzUsuńJa jestem za. Oczywiście pod szyldem komitetu obywatelskiego to może się udać. Aby nie pod szyldem jakiejś partii.
OdpowiedzUsuńNo tylko inicjatywa obywatelska żadna inna kto więcej
OdpowiedzUsuńChętnie się dołączę do inicjatorów.
OdpowiedzUsuńproszę o kontakt
OdpowiedzUsuńproszę o konakt
OdpowiedzUsuńJakieś nieporozumienie.
OdpowiedzUsuńTo ja czekam na kontakt!
Co Kubus, wymiękłeś? :)
OdpowiedzUsuńA pewnie byś chciał żebym wymiękł na razie przyglądam się tej dyskusji i ocenia z kim rozmawiam
OdpowiedzUsuńpodaj namiary i konkretnie pogadamy
OdpowiedzUsuńsd1xb2m7@gmail.com
OdpowiedzUsuńzobaczmy na co stac to miasto