Nie miałem wiedzy, że w Łomży istnieje Korpus Wojsk Uśmiechu. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu odwiedził mnie…
Warszawka nam robi niespodzianki, ministerstwo
sprawiedliwości się przebranżowiło, kandydaci się rychtują do skoku na wiejską,
sadowa się okopuje, radni szykują roszady, prezydent tyra, biblioteka traci
profesjonalną siłę, wice obiecuje podwyżki, szpadle do VB ostrzą i dzielą, kolei
ani zwykłej, ani ekspresowej nie widać, radny Wiesiek robi szpagaty, nutka
jeszcze nie łapie tonacji, młodzi piłkarze szykują się do walki, park
przemysłowy stoi na swoim miejscu, Łomża oddycha. Pomyślałem, że mimo wszystko
czytelnik dla mnie najważniejszy, więc niespodzianka w formie lekkiej rozprawki
do porannej kawy za wierność się należy.
Nie miałem wiedzy, że w Łomży istnieje Korpus Wojsk
Uśmiechu, w skrócie KWU. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu odwiedził mnie dowodzący tą formacją
Brygadier. Od razu wyczułem, że lekko trącony - trudno powiedzieć czy wódką,
czy piwem, węch mój zbiegiem lat stracił na wartości. Humor miał przesympatyczny,
usiadł i od razu walnął otwartą gębą w czym rzecz. Rzecze on, że radni uchwałę
w sprawie pocisków ratują, że wojewoda nie da rady i nie ma obaw, więc strzelać
będzie z czego. W związku z tym uważa, że taką troskę o strzelców trzeba
uczcić. Po chwili usłyszałem cel właściwy jego wizyty w mym domu. Otóż
Brygadier postanowił zarządzić ćwiczenia, a mnie prosi, bym na piśmie wpompował
to wydarzenie w historię Łomży. Strzelectwem nie zajmuję się już od kilku
dekad, ale tak ważnej szarży się nie odmawia. Tak zostałem oficjalnym obserwatorem
ćwiczeń łomżyńskiego Korpusu Wojsk Uśmiechu i osobistym kronikarzem Brygadiera.
Ogłoszenie ćwiczeń nastąpiło nagle, ku zaskoczeniu
większości kadry Wojsk Uśmiechu. Jednakże rozkaz Brygadiera to rzecz święta,
więc członkowie formacji nie śmieli sknerzyć i szukać wymówek. Ćwiczenia
rozpoczęły się łagodnie, w sobotę, w części przedpołudniowej, lekką zaprawą pod
boczek. Prowadzeni rozkazami Brygadiera, w pełnym rynsztunku, ulokowani w
wozach bojowych, ruszyliśmy późnym popołudniem do wynajętej bazy w Piątnicy.
Operacja nabrała strategicznych rumieńców, rozpoczęło się prawdziwe strzelanie
bardzo ostrą amunicją, oczywiście z pełną asekuracją ze strony sił
porządkowych. Odłamki fruwały, rykoszety gardła cięły, ale ofiar na szczęście
nie było. Z uwagi na brak rannych, opuściła nas młoda sanitariuszka, nie
zapomniawszy wcześniej upomnieć się o awans. Brygadier w ferworze pozorowanej
walki, nie odmówił jej tego zaszczytu –
białogłowę mianował na porucznika Wojsk Uśmiechu, wzmacniając tym samym Korpus.
Odśpiewano „góralu, czy ci nie żal…” i ze łzami w oczach pożegnano uroczy
kwiatuszek.
Być może właśnie z tego powodu Brygadier rozkazał użyć
pocisków większego kalibru. Zawrzało, świstu nie brakowało, z piosenką na
ustach „będzie, będzie zabawa...” ruszono do natarcia. Nie było przelewek – trafili się
ranni. Po lekkim opatrzeniu, wszyscy wspólnie przystąpili do kolejnego
uderzenia. Łuska za łuską świeciła pustką. Korpus dawał z siebie wszystko, jak
ćwiczenia to ćwiczenia. Powoli zmęczenie dawało się we znaki, czachy dymiły, niektórzy
zwracali nadwyżkę odurzeni nadmiarem prochu.
Ku radości większości, Brygadier zarządził przerwę na kawę - niektórych
o mało nie postawiła na nogi. Jeden z pułkowników, bodajże pracownik agencji z
rolnictwem związanej, zaproponował awanse za ofiarną walkę. Posypały się
stopnie: przybył, o dziwo, jeden Brygadier, dwóch pułkowników, wymuszony sporym
pociskiem major i w ostatniej chwili porucznik. Nie należałem do formacji, nie strzelałem, awans mnie ominął. Zaśpiewano ponownie chóralnie „góralu, czy ci nie żal...”
i ruszono do kolejnego natarcia, którego wcześniej kontuzjowani nie wytrzymali a
świeżo awansowany major uciekł na czworaka, przerażony gradem przelewających
się pocisków. Zmęczenie zmogło także Brygadiera, który szukał wsparcia w objęciach etatowego kapelana Korpusu Wojsk Uśmiechu.
Na placu boju pozostały najsilniejsze głowy. Nowo mianowany
Brygadier, po zlustrowaniu pola walki, podjął decyzję wykonania pozostałą grupą
desantu. Sprowadzono natychmiast z postoju taxi dwa samochody pancerne i
ruszono na stolicę powiatu. Podróż nie była nadzwyczajna, część ze zmęczenia
przeniosła się w błogostan, a na dodatek w kabinie przeszkadzały rogi. Skąd
były i czyje, nikt nie wie do dziś.
Łomża przywitała nas przyjemnym, orzeźwiającym chłodem i
szeroko otwartymi drzwiami na nowy poligon. Spotkaliśmy obcy oddział żeński,
odziany na galowo. Rozpoczęła się kolejna bitwa, ale z użyciem pocisków o
mniejszym kalibrze i słabszej sile rażenia. Okazało się bowiem, że przy ewakuacji
z Piątnicy zapomniano zabrać odpowiedniej jakości i ilości uzbrojenie. Z uwagi
na brak współpracy ze strony napotkanej formacji żeńskiej, natarcie nie trwało
długo. Przy niewielkim nawale ognia, udaliśmy się w pobliże ratusza bez śpiewu,
by nie kusić losu. I tam niesamowicie sponiewierani woje usłyszeli rozkaz z ust
Brygadiera, że manewry dobiegły końca, głównie za sprawą braku pocisków do
dalszego prowadzenia skutecznej walki. Zmęczona, ale w poczuciu dobrze
wykonanego zadania wyznaczonego przez Sztab Wojsk Uśmiechu, kadra udała się na
zasłużony wypoczynek.
Pozdrawiam Brygadiera, cały Korpus Wojsk Uśmiechu w Łomży i
oczywiście Czytelników.
PS. Dnia następnego Brygadier złożył mi krótką wizytę, by
oznajmić, że cofa koledze nominację na Brygadiera. Ja jestem wódz, powiedział, i
nie ma tam tego ma się rozumieć. Przyjąłem do wiadomości.
Panie Marianie ciekawy tekst.Jak pan ocenia ruch z odwołaniem tadzika z komisji???zna Pan opinie radnych i prezydenta??
OdpowiedzUsuńPopełnię wieczorem krótki tekst na ten temat. Pozdrawiam.
UsuńPanie Marianie, jak się do KWU zapisać? Chętnie z nimi postrzelam.
OdpowiedzUsuńOczywiście w weekendy, bo w tygodniu pracuję i nie strzelam :-))
Kto wie, ten ma ubaw z tego tekstu. Super.
OdpowiedzUsuńPan Kruk pokazał ciekawy przykład. KWU może mieć duży wkład w krzewienie kultury opróżniania łusek.
OdpowiedzUsuńA poza tym to świetny tekst.
Dokładnie. Taka formacja nie powinna działać w ukryciu. Powinniśmy wspólnie walczyć o kulturę strzelania. Ja mogę nawet w stopniu szeregowca spędzać mile czas na dowolnym poligonie wybranym przez Brygadiera.
OdpowiedzUsuńJak napisał Pan Marian, formacja KWU ma swojego kapelana, więc żaden problem odprawiać msze polowe przed rozpoczęciem strzelania.
OdpowiedzUsuńTylko przed, bo po strzelaniu to już raczej niemożliwe.
UsuńJa zgłaszam swoją kandydaturę na strzelca. Moja żona zgłasza swoją na sanitariuszkę. Ma doświadczenie, chętnie zadba o rannych.
OdpowiedzUsuńKWU może wnieść większy wkład w kulturę strzelania niż odznaczony niedawno biskup i komisja do walki z nieodpowiedzialnym używaniem pocisków. Tylko dobrze zorganizowane ćwiczenia w terenie, pod dowództwem Brygadiera mogą w nas zaszczepić kulturę strzelectwa. Panie Marianie, gratuluję, felieton klasa!
OdpowiedzUsuńJa zglaszam sie na lesniczego, co by pilnowac zeby klod pod nogi nie rzucano za duzo. O maly wlos zona nie dostala sie do zarzadu w ochronie srodowiska...wtedy to bym mial na pienku, ale cale szczescie wolimy stapac twardo po ziemi, a nie ulegac mistycznym omamom.
OdpowiedzUsuńJa się ciszę, że w Korpusie Wojsk Uśmiechu jest kapelan. Zadba o wartości, a Brygadier o kulturę strzelania. Tak działa dobrze zorganizowana formacja. Można? Można!
OdpowiedzUsuńponoć po przeczytaniu tego tekstu erka na sygnale pomknęła do kierunku ulicy Sadowej hahahah
OdpowiedzUsuń