Przebieg i wynik wojny polsko-bolszewickiej unaocznił światu, że w środku Europy jest państwo, które nie tylko potrafi się bronić, ale i pobić przeciwnika…
Dnia 10 sierpnia 1920
r. wojna nasza z Rosją sowiecką, której droga do wszechświatowego pożaru wiodła
przez trupa Polski, dobiegła do najwyższego napięcia. Polska młoda,
nieokrzepnięta jeszcze wewnętrznie i osamotniona, miała wtedy jeden tylko
ratunek: pobić bezwzględnego napastnika. Pod koniec lipca uszczuplona i w
większości upadła na duchu, śmiertelnie przy tym znużona, niedostatecznie
zaopatrzona i uzbrojona armia nasza stanęła nad Narwią i Bugiem. Front pękał i
groził runięciem. Na południu zawiązywała się walka z konnicą Budionnego. Padły
twierdze Osowiec i Brześć. Droga do stolicy była otwarta…. - tak sytuację
opisywał Adam Borkiewicz w eseju historycznym pt: „Bitwa Warszawska”. Jak do
tego doszło?
Naczelnik państwa – Józef Piłsudski – uważał za
najważniejsze swoje zadanie polityczne odbudowę państwowości polskiej w jej
granicach historycznych sprzed 1772 r., na zasadach federacji Litwy, Białorusi
i Ukrainy z Polską. Sądził on, że wskutek przewrotu rewolucyjnego i wojny
domowej Rosja jest mocno osłabiona i realizacja tej koncepcji jest możliwa.
Planem tym zainteresowane było bogate ziemiaństwo, posiadające na ziemiach
litewsko - białorusko - ukraińskich rozległe majątki, jak i burżuazja,
inwestująca w przemysł rolniczy, zwłaszcza na Ukrainie. Już w lipcu 1919 r. za
sprawą wojsk polskich, a głównie „błękitniej” armii Hallera, doszło do
opanowania Galicji wschodniej, wyparcia wojsk ukraińskich za Zbrucz i położenie
kresu istnienia Zachodnio-Ukraińskiej Republiki Ludowej. Jednocześnie
prowadzono działania przeciwko armii sowieckiej. W lutym doszło do wyprawy
wileńskiej, w efekcie której zajęto Brześć, Kowel, Łuck, Wilno i Mińsk. Na
terenach zajętych przez Polaków, rozdaną wcześniej ziemię odbierano chłopom i
zwracano właścicielom ziemskim, co wywołało duży opór ludności wiejskiej, a
nawet działania partyzanckie. W październiku Piłsudski wstrzymał działania
wojenne na Polesiu i Wołyniu, nie chcąc wspierać ofensywy „białej” armii
Denikina, nieprzyjaznej nam, chociaż walczącej z bolszewikami.
Kontynuacja działań rozpocząć się miała wiosną 1920 r. na
kierunku południowym, na odcinku wołyńsko-polskim. W tym celu Józef Piłsudski
zawarł układ z atamanem Petlurą i jego wypędzonym z Ukrainy rządem. Na mocy
tego układu Polska zyskiwała Galicję wschodnią i Wołyń zachodni, w zamian
obiecano pomóc w utworzeniu republiki ukraińskiej ze stolicą w Kijowie i rządem
Semena Petlury. Ofensywa wojsk polskich rozpoczęta 25 kwietnia była tak
skuteczna, że już 7 maja zajęty został Kijów. W kraju zapanował entuzjazm,
wschodnia polityka Naczelnika zyskała ogromne poparcie społeczne. Euforia nie
trwała jednak długo. Armia Czerwona dokonała przegrupowania sił i przeszła do
kontrofensywy. Bolszewickie uderzenie było potężne, polskie jednostki poniosły
ogromne straty lub wycofywały się w pośpiechu. Dochodziło do panicznych
ucieczek, zwłaszcza przed „czerwoną kawalerią”. W kierunku na Warszawę
nacierały cztery armie Tuchaczewskiego z dużą ilością kawalerii, dział
artyleryjskich i karabinów maszynowych. Śmiertelne zagrożenie zawisło nad
stolicą i młodym państwem polskim, tym bardziej, że po pierwszym zachłyśnięciu
się wolnością, robotnicy i chłopi negatywnie raczej oceniali swoją sytuację w
istniejącej rzeczywistości i z dużą dozą nadziei oczekiwali wkroczenia Rosjan,
by uzyskać pracę i ziemię. Jak ich sąsiedzi za wschodnią chwiejną miedzą.
W gorącej atmosferze zagrożenia czyniono ogromne wysiłki
celem pozyskania społeczeństwa do ofiarnej walki z wrogiem, a zwłaszcza
zachęcenia robotników i chłopów do wstępowania w szeregi wojska. Powołano więc
nowy rząd na czele z ludowcem Witosem i socjalistą Daszyńskim. Uchwalono ustawy
o banku rolnym i parcelacji ziemi oraz przymusowym jej wykupie przez państwo.
Na niebywałą skalę rozwinięto działalność propagandową, powołując się na
patriotyzm, narodową dumę i poczucie godności, tradycję i wiarę. Zachowane do
dziś niektóre ulotki mogą przyprawić o śmiech i ból żołądka, ale swoją wymowę mają,
w tamtej sytuacji miały ogromnie ważną wymowę i skuteczne oddziaływanie.
Czyniono energiczne zabiegi o pomoc zagraniczną, efektem której były transporty
broni i amunicji, głównie z Francji oraz przyjazd do Polski francuskiej misji
wojskowej z gen. Weygandem na czele. Niemniej poczucie zagrożenia było tak
wielkie, że zadrżało serce samego Naczelnika, który postanowił złożyć dymisję
na ręce premiera. Witos dymisji nie przyjął i być może podjął wtedy
najważniejszą decyzję swojego życia. Co prawda Piłsudski po zamachu majowym w
1926 r. przepędził zarówno Witosa jak i jego rząd, ale to temat na zupełnie
inne opowiadanie.
Tak więc Wódz Naczelny pozostał na czele pośpiesznie
mobilizującej się armii, wielobarwnej i umotywowanej do boju. Nie będę wnikał w
strategiczne talenty Marszałka, ale miał na pewno intuicję wielkiego wojownika
oraz, co u dowódcy bardzo cenne, umiejętność słuchania pomocników i doradców
oraz wyciągania konstruktywnych wniosków. A miał w swoim najbliższym otoczeniu
wielu znakomitych generałów. Wśród nich: Sosnkowski, Sikorski, Rydz-Śmigły,
Haller, Skierski, Szeptycki, Żeligowski. Plan walnej bitwy o stolicę był gotowy
już 6 sierpnia. Zakładał on wycofanie się głównych sił na linię Wisły,
zatrzymanie przeciwnika, a następnie poprzez uderzenie czołowe i oskrzydlające,
odrzucenie i rozbicie sowieckich dywizji. Tak na przedpolach Warszawy 1920 r.
doszło do bity, w wyniku której błyskotliwe zwycięstwo odniosła armia polska
pod wodzą marszałka J. Piłsudskiego. Armie Tuchaczewskiego oraz konna armia
Budionnego doznały dotkliwej porażki i w nieładzie oraz pośpiechu wycofywały
się na wschód, zaś część ich przekroczyła granicę pruską. We wrześniu
ustępująca Armia Czerwona zmuszona została do stoczenia kolejnej, niekorzystnej
dla niej bitwy nad Niemnem, po czym oddziały polskie przekroczyły rzekę. Front
ustabilizował się na linii starych okopów niemieckich na Białorusi i Wołyniu.
Obie strony były znużone i wyczerpane wojną. Doszło do rokowań pokojowych w
Mińsku, a następnie w Rydze. Ich wynik był korzystny dla Polski, która
zyskiwała znaczne tereny ukraińskie i białoruskie oraz, po tzw. buncie gen.
Żeligowskiego, litewskie. Rejon Wileńszczyzny włączony do II Rzeczypospolitej
był przyczyną zerwania przez Litwę wszelkich stosunków dyplomatycznych,
gospodarczych i kulturalnych, utrzymująca, że formalnie znajduje się w stanie
wojny z Polską. Sytuacja ta przetrwała do września 1939 r., tak jak i wschodnia
granica naszego państwa.
O Bitwie Warszawskiej napisał historyk współczesny temu
wydarzeniu: „Wiekopomne to zwycięstwo okryło wielką chwałą Wodza Naczelnego
marszałka Piłsudskiego i wojsko, które spełniło ofiarnie swój obowiązek i
zasłużyło na cześć narodu”. Na ten ogromny sukces złożyło się kilka
okoliczności i faktów.
Po pierwsze – zmęczenie, słabe uzbrojenie oraz niejednolite
dowodzenie Armią Czerwoną. Krwiożerczy Stalin, zazdroszcząc wojennej sławy
Tuchaczewskiemu, wprowadzał zamęt, snuł intrygi, opóźniał operacje i akcje
bojowe, mimo woli stając się naszym sprzymierzeńcem. Armia konna Budionnego,
atakująca od południa, posiadała zdolnych do boju zaledwie dziesięć tysięcy
szabel, gdy jej stan w niektórych fazach wojny domowej wynosił ponad sto
tysięcy. Tak samo jej szeregi przerzedziło starcie z Kozakami nad Donem podczas
rozprawy z Denikinem. Nie bez znaczenia było też znikome zaopatrzenie wojsk sowieckich
ze zniszczonej rewolucją i wojną domową Rosji oraz ich bazowanie na terenach zdeptanych
żołnierskimi butami podczas wojny światowej.
Po drugie – pełna mobilizacja narodu polskiego, który
odzyskawszy po dwustu latach niepodległość głodny był szeroko pojętej wolności,
której za żadną cenę nie chciał utracić. Ogromny wysiłek wojskowych i polityków
zaowocował potężnym, jednolitym narodowym frontem, w którym pragnienie walki i
zwycięstwa przyćmiewało wszelkie żale, krzywdy, rozbieżności i rozdźwięki, różnice
klasowe i światopoglądowe.
Po trzecie – mądry, klamrowy plan bitwy, konsekwencja w jego
realizacji oraz wiara wszystkich polskich żołnierzy w wojenny talent Wodza
Naczelnego, który w silnej ręce trzymając kierownictwo całej operacji, pozwalał
swoim generałom na wykazywanie inicjatywy w dowodzeniu. Wielce krzywdzące dla
Marszałka było eksponowanie przez historyków zachodnich francuskiego gen
Weyganda, jako ojca wielkiego zwycięstwa na przedpolach Warszawy.
Przebieg i wynik wojny polsko-bolszewickiej unaocznił
światu, że w środku Europy jest państwo, które nie tylko potrafi się bronić, ale
i pobić przeciwnika. Operację warszawską nazwano osiemnastą decydującą bitwą
świata.
Marian Kruk
Tekst troszeczkę spóźniony. Jednak jego zawartość ma swoją wagę. Polecam.
OdpowiedzUsuńtak to z historią jest - kto ją pisze ten ma rację :-((
OdpowiedzUsuńNienawiść, zazdrość nie powinny mieć miejsca. A jednak wszyscy mamy takie poczucie, że zabrnęliśmy tak daleko, że już nikt nie wie, jak z tego wybrnąć – powiedział abp Grzegorz Ryś podczas mszy z okazji Święta Wojska Polskiego.
OdpowiedzUsuń15 sierpnia 1920 r. polscy żołnierze odnieśli zwycięstwo w Bitwie Warszawskiej. Trzy lata później dzień ten uznano za Święto Wojska Polskiego. Niemal sto lat później łomżanie zebrali się w katedrze, by je uczcić. Kazanie było godne tej rocznicy. Nie było dzielenia, szczucia i wchodzenia na ambicje. Było jak na katolików przystało.
OdpowiedzUsuń