Nie jestem zaskoczony, bo wygrał faworyt…
Nasza Diecezja przekracza pół miliona mieszkańców, w tym obejmuje ponad 500 księży, około 30 kleryków i niemałą grupę osób konsekrowanych (sióstr i braci zakonnych). W przestrzeni medialnej doszło zatem do korespondencyjnej rywalizacji między obydwoma Biskupami, o to, która z tych homilii zostanie odsłuchana więcej razy (trzeba po prostu rzucić okiem na liczniki). Nie jestem zaskoczony, bo wygrał faworyt, to znaczy Biskup Pomocniczy. Niepokoi mnie jednak wynik tej rywalizacji, wprawdzie hokejowy, a ja lubię ligę NHL, ale z duszpasterskiego punktu widzenia bardzo przygnębiający: 13 do 11. Znaczy to, że w ciągu dwóch tygodni (czyli do dzisiaj, 26 kwietnia) homilię bpa Stepnowskiego odsłuchało 11 osób, a bpa Bronakowskiego – 13. Powtórzmy z emfazą: zaledwie 11 i zaledwie 13 osób! Uff!
Pierwszy wniosek, jaki wypływa z tej smutnej rzeczywistości, jest aż nadto klarowny: nasi Biskupi przez tyle lat swoich posług nie potrafili raczej nawiązać duchowej więzi ze swoimi wiernymi. Oczywiście, portal diecezjalny w niczym im tutaj nie pomógł, bo on także nie ma głębszej więzi ze swymi odbiorcami. Jest bardzo odtwórczy, zimny, mechaniczny. Kopiuje newsy z rozmaitych innych źródeł. Wiele lokalnych newsów pojawia się z jedno lub nawet dwudobowym opóźnieniem, gdy już można je było przeczytać wcześniej w lokalnych mediach świeckich. Newsy religijne z kolei tylko wtedy są oryginalne, gdy odnoszą się do spraw Kościoła lokalnego, aczkolwiek trudno dopatrzeć się w tych relacjach jakiejś głębi interpretacyjnej, ciekawego ujęcia tematu czy błyskotliwego języka… No ale tym razem chodziło przecież o homilie samych Biskupów, czyli o Postać nr 1 i Postać nr 2 w kościelnych strukturach Diecezji Łomżyńskiej! Same autorytety powinny tutaj wystarczyć… Mogło by się tak wydawać…
Drugi wniosek musi dotyczyć jakości tych homilii. Odsłuchałem je w całości z uwagą. Niby nie są złe. Ze spokojem można obydwu Hierarchom postawić czwórki plus (4,5). Ale na pewno nic więcej! Homilia Bpa Diecezjalnego jest zbyt mocno egzegetyczna (skoncentrowana na naukowym komentowaniu biblijnych wersetów), czyli zanadto oddalona od życia chrześcijanina dzisiaj, a z kolei homilia Bpa Pomocniczego – za słabo egzegetyczna, czyli za bardzo świecka, nie czerpiąca inspiracji z Bożego słowa, lecz bardziej bazująca na przemyśleniach ludzi. Nie stroję sobie żadnych żartów, broń Boże! Za chwilę wszystko wyjaśnię we wniosku trzecim. Ale do tego wniosku drugiego dodam jeszcze jedną uwagę. Według teologii Kościoła, Biskupi są tak zwanymi „autentycznymi nauczycielami wiary”, czyli osobami upoważnionymi przez samego Chrystusa do głoszenia Ewangelii. Oni dopiero potem udzielają podobnej misji ewangelizacyjnej księżom (prezbiterom) i diakonom. Oznacza to, że w krytyce nauczania samych Biskupów trzeba zawsze zachować daleko idącą powściągliwość, a mówiąc prościej – odpowiedni umiar! Zachowajmy go zatem i teraz…
Trzeci wniosek odnosi się do specyfiki homilii w ogóle. O co w niej tak naprawdę chodzi? Jej koncepcja zmieniała się przecież w ciągu stuleci. Jeszcze pół wieku temu głoszono kazania na jakiś wybrany temat, niezależnie od wysłuchanych czytań biblijnych. Gdy byłem dzieckiem i wybierałem się z Tatą do kościoła parafialnego, zachodził po nas Sąsiad, mówiąc, że lubi słuchać, jak Proboszcz „dokłada komunistom”. Osobiście, nie mam pewności, czy faktycznie dokładał on tym komunistom, bo mogło to się tylko tak Sąsiadowi wydawać… Słyszał to, co chciał usłyszeć… Dzisiaj homilia musi być ZAKTUALIZOWANIEM słowa Bożego proklamowanego w liturgii wobec tych wiernych, którzy akurat przyszli na tę Eucharystię. Obecnie już nikt nie może powiedzieć, że nie wie, co to znaczy takie długie i trudne do wymówienia słówko aktualizacja, bo we wszelkich urządzeniach cyfrowych dokonuje się ona nieustannie. Niejednokrotnie urządzenie mobilne pyta nas, czy wyrażamy zgodę na zaktualizowanie jakiegoś oprogramowania czy aplikacji. Nawet dziecko z pierwszej klasy szkoły podstawowej wyjaśni swoim dziadkom bez problemu, że aktualizacja to po prostu takie odświeżenie (refresh). Słowo Boże w liturgii obejmuje pierwsze czytanie, psalm, drugie czytanie i Ewangelię, a także wszystkie inne teksty i znaki sprawowanej Mszy Świętej. W natchnionych słowach Biblii tkwi Duch Święty, który chce powiedzieć konkretnie o MOIM życiu tu i teraz. Homilista, bo tak się określa tego, który głosi homilię, powinien nam w tym wszystkim tylko pomóc. On właśnie, posłuszny Duchowi Świętemu, ma poprowadzić w liturgii wspomnianą aktualizację. Żeby to zrobić dobrze, musi najpierw sam przemedytować teksty biblijne na klęczkach. Ale jednocześnie ma poznawać sytuację życiową swoich słuchaczy, by nie bujał w obłokach i nie odpowiadał na pytania, których nikt sobie nie stawia. Papież Franciszek stwierdził, że kaznodzieja (taka jest tradycyjna nazwa homilisty) musi dokonać jakby „dwóch kontemplacji”: słowa Bożego i swoich wiernych. I ma być podwójnym sługą: najpierw tego słowa Bożego, a następnie tych swoich wiernych. Nie panem, który rozkazuje i straszy, lecz sługą, który sugeruje i podnosi! Zmarły nie tak dawno słynny rekolekcjonista warszawski, ks. Piotr Pawlukiewicz (pewnie wszystkim znany z Internetu), przyznał, że zdarzały mu się w życiu takie sytuacje, iż wierny przychodził do niego, mówiąc: „Skąd Ksiądz zna tak precyzyjnie moje życie, skoro całe kazanie poświęcił wyłącznie tylko mnie?”. Dokładnie o to chodzi w każdej homilii! By słowo Boże rozświetliło MOJE życie. Papież Franciszek sugestywnie tłumaczył jeszcze, że duchowny, który nie chce dokonywać wobec słuchaczy aktualizacji Bożego słowa, lecz głosi jakieś swoje filozofie, stanie się lada moment fałszywym prorokiem, oszustem i szarlatanem. Będzie głosił słowo ludzkie, a nie słowo Boże. Będzie chciał sam błyszczeć, a nie pozwoli błyszczeć Chrystusowi.
Ostatni zatem wniosek jest równie klarowny. Wierni świeccy mogą twórczo uczestniczyć w procesie aktualizacji Bożego słowa, bo przecież chodzi w niej o ich życie. To znaczy: przygotowywać się do Mszy Świętej przez zaglądanie uprzednio do czytań mszalnych, a potem przez cały tydzień do nich powracając. Także, szczególnie w dobie pandemii, odsłuchując homilie swoich duchownych… Roman Brandstaetter (zm. 1987), pisarz żydowskiego pochodzenia, w książce Krąg biblijny wspomina o wskazaniach, które otrzymał od umierającego dziadka: „Będziesz Biblię nieustannie czytał – powiedział do mnie. – Będziesz ją kochał więcej niż rodziców… Więcej niż mnie… Nigdy się z nią nie rozstaniesz… A gdy zestarzejesz się, dojdziesz do przekonania, że wszystkie książki, jakie przeczytałeś w życiu, są tylko nieudolnym komentarzem do tej jedynej Księgi…”. Nic więc dziwnego, że sam pisarz określił Biblię mianem „swojej ojczyzny”, która uczyła go żyć, myśleć, kochać i modlić się, jak również wprowadzała go w tajemnicę śmierci. Pisarz ponadto pokornie dodaje, że jeśli w jakimś stopniu nie nauczył się żyć, myśleć, kochać i modlić się, to nie jest to wina Biblii, ale „jego wina, jego bardzo wielka wina”. Szczęść Boże.
Brawo! Cenna refleksja i świetny komentarz.
OdpowiedzUsuńObaj wymienieni żyją w innym świecie.
OdpowiedzUsuńIch kontakt z tu i teraz istnieje wyłącznie w wymiarze materialnym.
Podany przykład/dowód (11 i 13 odsłon) jest wstrząsający. Aktualizacja lub instalacja nowego oprogramowania niezbędna.
OdpowiedzUsuńSuper. Mega. Ekstra.
OdpowiedzUsuńDziękuję Panu za poruszenie tego tematu, jest to wierzchołek góry lodowej.....
OdpowiedzUsuńJeszcze raz nie słyszałam aby pomocniczy wygłosił homilię, zawsze jest przygotowana, czytana z kartki !!! bez natchnienia Ducha Świętego.
Pytanie, co dalej?
jestem człowiekiem wierzącym . Nigdy bibli nie przeczytałem bo uważałem ,ze jest za trudna dla mnie. Owszem stoi bibia na półce i czeka abym ja do niej dojrzał. Ale ja nadal do niej nie mogę dojrzeć. Po przeczytaniu tego tekstu pana Kruka wpadłem w depresję ponieważ nie widzę poprawy w tej materii jeszcze prze długie lata.
OdpowiedzUsuńA na naukę wysłać ich obu do Dominikanów może wreszcie by się czegoś nauczyli
OdpowiedzUsuńProszę posłuchać, aktualne i prawdziwe
OdpowiedzUsuńhttps://www.youtube.com/watch?v=2wA_UEljql0
Ks.prof.dr.hab.Stanisław Koczwara o sromocie zamykania kościołów przed wiernymi za zgodą niegodnych swego stanowiska biskupów oraz tym co się obecnie na naszych oczach rozgrywa pod nazwą „walka z koronawirusem”
OdpowiedzUsuńObudźcie się kapłani! Należycie do Chrystusa, a nie do tego świata.
Bądźcie nadal jedyną siłą, która jest wstanie przeciwstawić się temu światu.
Nie pozwólcie aby was traktowano jak chłopców do bicia i posługaczy niewolniczo wypełniający dyktat Starszych i Mądrzejszych.
Nie grzmijcie w jedną dutkę z tymi, którzy chcą zniewolić człowieka i całą ludzkość.
Nie pozwólcie aby Kościół stał się jedną z agend anonimowych dla nas sił , które chcą światem i duszą rządzić po swojemu.
Na miły Bóg, jeśli dziś Kościół hierarchiczny zejdzie do takiego poziomu to gdzie jest ostoja?
Gdzie nadzieja dla okręconego człowieka?
Kościół zamiast być obrońcą normalności, praw boskich, ludzkich, staje się zaprzańcem duszy ludzkiej, którą zdradza jak Judasz Chrystusa.
W imię czego? W imię kolejnej utopii, która już na ziemi zgotuje ludziom piekło…
On dziś duszy ludzkiej każe zajmować się zrównoważonym rozwojem, a nie przebaczeniem grzechów, higieną, ekologią świata, a nie modlitwą, polityką, a nie Bogiem w Trójcy św Jedynym.
Nie dziwmy się, że ludzie odchodzą od takiego Kościoła, który przystaje do świata, bo nie chcą jego imitacji.
Nawet i ci którzy dziś nienawidzą Kościoła, nie nienawidzą prawdziwego Kościoła ale to co błędnie uznają za Kościół.
Ta sytuacja, która ma miejsce obecnie w Kościele, a nad którą zwykli wierni boleją wynika m.in. z tego, że NIEDOROZWINIĘCI KAPŁANI ZOSTALI WAŻNYMI PERSONAMI W KOŚCIELE.
Kazanie z 26 kwietnia