Co sobie myśli ten Biskup?

Maciej Biskup jest dominikaninem, a zatem po imieniu i nazwisku ma na ogół w zapisach skrótowiec OP, czyli po łacinie Ordo Praedicatorum (Zakon Kaznodziejów/Kaznodziejski). Ci duchowi ojcowie zajmują się zasadniczo głoszeniem Ewangelii. A z tej racji, że ich założycielem (1216) był św. Dominik, mówimy o nich „dominikanie”, co po łacinie znaczy etymologicznie „psy Pańskie” (Dominus – Pan, w dopełniaczu – Domini; canes – psy, w l.p. canis). Przydomek, oczywiście, ma konotacje pozytywne: Bóg jest Pasterzem owczarni, a dominikanie psami (pasterskimi). Jeszcze jedna rzecz może być godna uwagi; otóż bycie dobrymi kaznodziejami oznaczało w okresie powstania zakonu kładzenie nacisku na zdobywanie wiedzy, dlatego wielu dominikanów działało błyskotliwie od początku na rodzących się wówczas uniwersytetach. Najsłynniejszy z tych dominikanów to św. Tomasz z Akwinu (zm. 1274).

Niedawno 49-letni ojciec Maciej Biskup OP (święcenia kapłańskie w 1998 roku) opublikował książkę zatytułowaną „Nieostatnie kuszenie: jak przetrwać noc Kościoła” (Kraków WAM 2021, ss. 298). Jej kanwą pozostaje kuszenie Jezusa na pustyni (rozdział pierwszy), czyli owe trzy pokusy, przed którymi On stanął: 1) by na Jego rozkaz kamienie stały się chlebem; 2) by skoczył jak akrobata w dół z narożnika świątyni i 3) by oddał pokłon szatanowi. Dokładnie akurat takie pokusy powtarzają się w dziejach Kościoła i dotyczą one trzech różnych aspektów władzy. Uleganie tym pokusom oznacza po prostu nadużycie władzy, czyli grzech (ciężki), a czasami nawet przestępstwo.

Pierwsza pokusa (rozdział drugi) to pokusa sakralizacji władzy. Kościół słusznie mówi o powołaniu kapłańskim czy zakonnym, ale ono automatycznie nie chroni przed „ludzką kruchością” (s. 110). Ta kruchość może nawet przybrać potem oblicze „fałszywego autorytetu”(s. 76), a pasterz stać się zasadniczo tylko urzędnikiem (s. 117).

Druga pokusa (rozdział trzeci) to pokusa nadużyć sumienia. Pasterz, który otrzymał władzę z nieba, może żądać od wszystkich innych zależności, i to za wszelką cenę (s. 156). A stąd już bliska droga do „łamania sumień”, negacji przezroczystości, braku relacji, naruszania wolności wiernych i zmowy milczenia. „Protest, aby mój Kościół nie przypominał dysfunkcyjnej rodziny, w której się nie widzi, nie słyszy i nie mówi, jest także wyrazem miłości do niego” (s. 181).

Trzecia pokusa (rozdział czwarty) to pokusa bałwochwalczego klerykalizmu. Chodzi tu o radykalny rozdział między duchownymi (element czynny, wyższy w Kościele) i świeckimi (element bierny, niższy w Kościele), wyraźne naruszenie wspólnotowości i generowanie obcości. Tym pierwszym rzekomo wszystko, zawsze i wszędzie wolno, tym drugim nic, nigdy i nigdzie. „Kościół instytucjonalny jest wezwany, aby mniej siebie celebrować – mniej celebrowania biskupstwa i kapłaństwa na korzyść celebracji «sakramentu brata»” (s. 292).

Takie myśli zaprezentował ojciec Biskup w związku z trwającą „nocą Kościoła”. A teraz ilustracja lokalna. Zapewniam, że pozytywna. 

Otóż, pewna młoda Pani, bardzo wierząca i nie mniej pobożna, mająca być świadkiem przy bierzmowaniu swojej krewnej w sąsiedniej parafii, zapytała swojego Proboszcza, jaki jest „ten Biskup”, który będzie udzielał sakramentu. Wprawdzie w Diecezji posługiwał on wówczas już od dobrych paru lat, nawet był na wizytacji w jej parafii, ale jakoś poza imieniem wypowiadanym w Eucharystii, nic więcej o nim wiedziała. Ksiądz zaprowadził ją zatem do zakrystii i pokazał wiszące na ścianie zdjęcie. Spojrzała na nie, przechylając głowę to w prawo, to w lewo, ale nic jej ono nie mówiło. Zapewniła Proboszcza, że jeszcze poszpera w Internecie, może znajdzie coś więcej. Gdy za kilka dni wróciła z bierzmowania, została, oczywiście, zapytana, o wrażenia. Z pewnym podekscytowaniem opowiadała, że w trakcie upału jedna z kandydatek do bierzmowania zasłabła, osuwając się na posadzkę. I wówczas Pasterz od razu odrzucił na bok „swoje insygnia”, czyli w domyśle mitrę i pastorał, i zainteresował się udzielaniem pomocy potrzebującej. Pani Świadek w zasadzie niczego innego już nie pamiętała z tego uroczystego bierzmowania, nawet płomiennej homilii, chociaż to nie ona przecież zemdlała, tracąc świadomość. Największe wrażenie pozostawił w niej obraz Pasterza bez insygniów, zatroskanego o to, by jakoś pomóc kandydatce do bierzmowania. Na tym właśnie ostatecznie polega „sakrament brata”, a konkretniej „sakrament siostry”. Po prostu władza musi być ze swej istoty bezinteresowną służbą innym. I to nie tylko od czasu do czasu, nieprawdaż? Szczęść Boże.

Komentarze

Popularne posty - wszystkie okresy

Łomża pożegnała ks. biskupa Stanisława Stefanka…

Bal charytatywny z przykrą „atrakcją”…

Nie oszukujmy się i powiedzmy wprost, wakat na tym stanowisku może przynieść tylko pozorne oszczędności…

Apel do prezydenta Mariusza Chrzanowskiego i samorządu…

Słowa bp Stepnowskiego wybrzmiały, jakby obce mu były wskazania Kodeksu Prawa Kanonicznego oraz Soboru Watykańskiego II…