Wróciłem do szanownego towarzystwa, walnąłem dwa małe koniaczki i uprzejmie przeprosiłem, ale niestety muszę ich opuścić, bo późno się robi…
W natłoku zajęć zapomniałem na ten temat. Mieliśmy nie tak
dawno kolejny, jeden z dłuższych weekendów w nowoczesnej europie. Polaka na to
stać. A czemu nie, przecież tylko my potrafimy wydawać więcej niż zarobimy.
Potwierdził to mój znajomy, łomżyniak oczywiście, obecnie mieszkający w
Niemczech, dzwoniąc do mnie w przeddzień wspomnianego tasiemcowego weekendu.
Doszło między nami nawet do ostrego sporu. Próbowałem uzasadniać, tłumaczyć się
kalendarzowym zbiegiem okoliczności. Uniosłem się w pewnej chwili i wówczas
usłyszałem w słuchawce: „Co ty pieprzysz, Polak jak zwykle wyżej sra jak dupę
ma”. Po czym zapadła cisza. Obraził się, pomyślałem, i odłożył słuchawkę.
Zniemczył się, skubany, wytłumaczyłem sobie, choć długo trwało nim doszedłem do
siebie.
Ten tasiemcowy weekend spowodował, że miałem okazję
uczestniczenia w kilku prywatnych spotkaniach, z których jedno wstrząsnęło mną
niemożebnie. Początkowo było całkiem, całkiem. Trochę nawet wspominaliśmy nie
zawsze dobre czasy. W pewnym momencie rozmowa zeszła na wysokość zarobków, więc
wytężyłem ucho – młoteczki i kowadełka zaczęły pracować intensywniej. Z ust
osób mi znajomych mniej lub bardziej, dowiedziałem się dokładnie, ile zarabiają
powiatowi i miejscy notable piastujący nie byle jakie funkcje w najważniejszych
urzędach i instytucjach naszego skromnego powiatu, ile również zwykli ciężko
pracujący na ich wizerunek pracownicy.
W mediach krajowych dużo się słyszy i czyta o zarobkach i
szlak człowieka trafia, bo i czemu nie, kiedy słyszymy o sumach, których moja
taczka na działce by nie udźwignęła, a duża jest i z pompowanym kołem. Niewiele
natomiast pisze się o pensjach w przekaźnikach naszych lokalnych, choć nie tak
dawno w jakiejś ktoś wspomniał, ale tak niewyraźnie i jakoś duperelnie.
Słuchałem opowieści weekendowych kompanów i w pewnej chwili,
kiedy dotarł do mnie właściwy obraz kolosalnych różnic w wysokości zarobków,
przesiadłem się na fotel w rogu pokoju, gdyż bębenki wpadły w wibrację nie do
wytrzymania. A w momencie usłyszenia, że różnice bywają bardziej niż
wielokrotne, a w niektórych przypadkach nawet horrendalnie większe, niż zarobki
najniżej uposażonych, wyszedłem się odlać, lecz tak naprawdę schłodzić zimną
wodą. O tych poważnych różnicach nieraz słyszałem, ale był to, powiedzmy,
przekaz typowo uliczny. Teraz zaś padło to z ust osób, jak mawiają wytrawni
podobno dziennikarze, dobrze poinformowanych.
Wróciłem do szanownego towarzystwa, walnąłem dwa małe
koniaczki i uprzejmie przeprosiłem, ale niestety muszę ich opuścić, bo późno
się robi (choć lepiej późno niż wcale), a jeszcze żona (jak zwykle błędnie)
pomyśli, że po takim spotkaniu wrócę do domu nawalony, jak stodoła z podłomżyńskiej
wsi. Po co kobietę denerwować, wystarczy, że mnie telepie po wysłuchaniu tych
lokalnych rewelacji.
Nie mogłem długo zasnąć. Myliły mi się cyfry a już
najbardziej zera. Żadnym sposobem nie potrafiłem tego złożyć w logiczną całość.
Trąbi się o 500+, zasiłkach, zapomogach, paczkach i o potrzebujących, a tuż
obok piątki, szóstki i siódemki też, i dwunastka, czternastka, szesnastka się
znalazły a przy nich zer bezliku. I tak leżąc skołowany pomyślałem, że to już nie
jaja jak berety, lecz to są jajca jak gigantyczne dynie. Za namową żony,
podobnie jak cierpiący na bezsenność, zacząłem liczyć barany, następnie
przywołanych notabli i w końcu zasnąłem. Śniło mi się masę cyfr i liczb. Cyfr
spragnionych i wyposzczonych, liczb wypasionych i rozdętych. Próbowałem te
pierwsze policzyć, ale ich wielość sprawiła, że stało się to niemożliwym.
Liczyłem, liczyłem i się obudziłem.
Wypiłem kawę, chwyciłem nagle telefon i wybrałem numer do
kolegi w Niemczech. O dziwo, wysłuchał cierpliwie opowieści o snach moich
nocnych i stwierdził bez zbędnych ceregieli: „A nie mówiłem ci kiedyś, żeś
matematyk jak z koziej dupy trąba. Zostaw te rachunki innym, oni mają co
liczyć”. Nic nie odpowiedziałem, teraz ja odłożyłem słuchawkę w milczeniu. Nie
wiem, czy się obraziłem. Pozdrawiam Czytelników.
interes mieszkańców i miasta przy okazji najważniejsza jest kasa :(
OdpowiedzUsuńCi przy żłobie biedy sobie nie zrobią!
OdpowiedzUsuń