„Śmiercionośne kościoły i bezużyteczny Bóg”…
Od rana szum
przekuwany na miarę sensacji – w Dąbrowie Białostockiej na mszy pojawiło się
kilkudziesięciu mieszkańców. Na miejsce przyjechała policja. W tym zakazie
zgromadzeń zauważam poważną sprzeczność. Proszę zwrócić uwagę, jaka jest
kubatura autobusu, w którym przemieszają się w tym samym czasie ok. 23 osoby
/zbadałem to na przykładzie stolicy/ a jaka jest kubatura kościoła, w którym
modli się kilkudziesięciu wiernych. Trudno mi dojrzeć w tym logikę. Na tę okoliczność
pozwalam sobie na przedruk felietonu autorstwa Grzegorza Górnego pt. „Wiara w
czasach koronawirusa, czyli śmiercionośne kościoły i bezużyteczny Bóg”, który w
moim przekonaniu wart jest wnikliwej lektury.
Przez całe wieki, gdy wybuchały epidemie dżumy, cholery lub
czarnej ospy, katolicy zachowywali się tak samo: garnęli się do kościołów,
przystępowali do sakramentów, szukali ratunku w Bogu. Organizowano
nabożeństwa, procesje i pielgrzymki przebłagalno-pokutne w intencji
oddalenia nieszczęścia.
Teraz Kościół w obliczu koronowirusa zachowuje się
inaczej. W Rzymie i w całych Włoszech – w obawie przed
zarażeniem – zakazano do 3 kwietnia publicznego odprawiania
Mszy i dostępu wiernym do sakramentów.
W ten sposób w świadomości ludzi utrwala się obraz
kościołów jako miejsc podwyższonego ryzyka, od których lepiej trzymać się
z daleka jako ognisk potencjalnej epidemii. Eucharystia przestaje być
traktowana jako Chleb Życia, a zaczyna kojarzyć się jako źródło możliwego
zarażenia. Tak jakby Bóg w Najświętszym Sakramencie zarażał, jakby niósł
dotyk śmierci.
A jednocześnie tuż obok tych świątyń działają bez
przeszkód centra handlowe, restauracje czy bary, pracują fabryki i biura –
i to nawet w zamkniętych „czerwonych strefach”, takich jak
Lombardia, Wenecja czy Padwa. Tak jakby te miejsca wirus omijał,
a wykazywał aktywność podczas Mszy w kościele.
W 1576 roku w czasie wielkiej zarazy ówczesny
arcybiskup Mediolanu św. Karol Boromeusz nie zakazywał Mszy, bo wiedział,
że to najlepsza ucieczka dla grzeszników. To właśnie on, idąc
boso ze sznurem pokutnika na szyi, poprowadził osobiście ulicami
miasta trzy procesje przebłagalno-pokutne w intencji ustania epidemii.
Dziś jego następca, arcybiskup Mario Delpini, godzi się na to, by w jego
diecezji przestała być sprawowana Msza.
Decyzja Episkopatu Włoch wywołała gorącą dyskusję wśród
tamtejszych katolików. Przytoczmy kilka znaczących głosów, oddających charakter
panującej tam kontrowersji.
Siostra Rosalina Ravasio, zakonnica posługująca wśród ludzi
uzależnionych, podzieliła się z czytelnikami swą refleksją
z ostatnich dni:
„Jaka przemiana
społeczna nam się przytrafiła? Jak to możliwe, że «koronawirus« stał
się w ostatnich tygodniach centrum naszego życia? To niesamowite:
wszyscy jesteśmy zależni, żyjemy, istniejemy w oparciu o taki lub
inny rozwój tego koronawirusa! Dla «polityków« (biednych, tak bezsilnych) ten
alarmizm zdrowia, zapobiegania i rozwagi w imię dobra społeczeństwa
może być zrozumiały. Dobrze. Jednak dziwne jest urywanie relacji z kimś,
kto jest dla nas życiem: to nie koronawirus jest centrum, to Bóg
jest centrum!
(…) w tych
tygodniach wydaje mi się, że jestem świadkiem – przynajmniej taką mam
okropną wątpliwość – kapitulacji Wiary w obliczu niekonsekwencji
„poprawności politycznej”! Dzieje się tak, ponieważ główne przesłanie,
przekazane nam wraz z zamknięciem kościołów, niecelebrowanie Eucharystii
z ludem, daje poczucie – żeby nie powiedzieć prawie pewność –
iż wiara, Bóg nie jest już w stanie odpowiedzieć
na nasze potrzeby!”
W podobnym duchu wypowiedział się włoski publicysta
katolicki Riccardo Cascioli:
„W najbardziej
dramatycznym momencie dla naszego ludu, kiedy wielu pada ofiarą oszołomienia
i strachu, kiedy wielu zadaje sobie pytania: „jak będziemy zbawieni?”
i „kto nas zbawi?”, Kościół odwraca się i rezygnuje z wyraźnego
głoszenia Chrystusa jako jedynego Zbawiciela. Włochy, całe Włochy, po raz
pierwszy w historii zamykają swoje kościoły na celebrację Mszy. Być
może nawet na miesiąc, i to nawet w regionach,
w których przypadki infekcji można policzyć na palcach
jednej ręki.
(…) To, że Msza
jest najpotężniejszą bronią i że poprzez modlitwę i pokutę
wiernych można powstrzymać epidemię, to idea, która nikomu nie przychodzi
nawet do głowy. Zapominamy w ten sposób o historii Kościoła,
który – zwłaszcza we Włoszech – dał nam dziesiątki świątyń wzniesionych
z wdzięczności Bogu za powstrzymanie niebezpiecznych epidemii
(nawiasem mówiąc, znacznie bardziej niebezpiecznych niż obecna)”.
Z nieco innego punktu widzenia wypowiedział się
z kolei profesor prawa kanonicznego (pracujący także w Rocie
Rzymskiej) Fabio Adernò. Przypomniał on, że Kościół ma jeden jedyny
„konstytucyjny” cel, a mianowicie zbawienie dusz. Podporządkowując się
władzom świeckim i zakazując wiernym udziału we Mszy, biskupi
zrzekają się mandatu, nadanego im przez Chrystusa, na rzecz
świeckiego państwa. Włoski kanonista napisał:
„Odmawianie
sakramentalnego pocieszenia duszom potrzebującym, zarówno żywym, jak
i zmarłym (sic!), jest bardzo poważnym, umyślnym pominięciem mandatu
Chrystusa przez Kościół i jego duchownych, którzy są powołani
do wypełnienia obowiązku dostarczania ludziom środków zbawienia
we wszystkich okolicznościach, podczas pokoju i na wojnie,
ryzykując życiem, jeśli jest to konieczne”.
Do podobnego wątku nawiązał znany pisarz (popularny
także i w Polsce) Antonio Socci. Napisał on, że włoscy
hierarchowie w praktyce zaprzeczają dziś temu, co jeszcze wczoraj
sami głosili. Rozpoczynając swój pontyfikat Franciszek wzywał, by Kościół
stał się „szpitalem polowym”. I nagle, gdy okazało się, że Kościół
może rzeczywiście sprawdzić się jako ów szpital polowy, zamienił się
on w zamkniętą twierdzę. Biskupi, którzy jeszcze wczoraj krzyczeli, że trzeba
budować mosty, a nie ściany, dziś sami zamknęli się za murami. „Cóż
to byłoby za świadectwo, pisze Socci, gdyby wszyscy biskupi
w tych dniach znaleźli się z posługą szpitalach. Ale nie, zaszyli się
w kuriach”. Dostojnicy, którzy tak gorąco oklaskiwali Franciszka, gdy
mówił, że pasterz powinien pachnąć zapachem swych owiec, porzucili trzodę,
uciekając od zapachu (i oddechu) owiec.
Włoski pisarz ma wrażenie, jakby to premier
Giuseppe Conte, rzecznik rządu Rocco Casalino i minister zdrowia Roberto
Speranza byli dziś nowymi duszpasterzami i przewodnikami duchowymi
chrześcijan, podczas gdy biskupi zrzekli się swych obowiązków.
Socci przywołuje słowa św. Ojca Pio, który powiedział,
że świat może obyć bez Słońca, ale nie może obyć się bez
Mszy świętej:
„To paradoks,
za pomocą którego święty mistyk chciał, byśmy zrozumieli nieskończoną moc
wstawiennictwa i ochrony, jaką daje całej ludzkości codzienne odnawianie
ofiary Chrystusa na krzyżu, ten wielki egzorcyzm, który chroni świat przed
złem i samozniszczeniem”.
Antonio Socci uważa, że decyzja włoskich biskupów
będzie miała dalekosiężne skutki dla wiary wielu osób.
„Przesłanie, które
dotarło do ludzi – bez względu na to, czy są tego świadomi, czy
nie – jest straszliwe: w nieszczęściu i cierpieniu lepiej zostawić
Boga w spokoju, ponieważ jest On bezużyteczny. Bo jeśli nie
potrzebujesz Go w takim momencie, to nigdy
Go nie potrzebujesz”.
Autor: Grzegorz Górny, wPolityce.pl, 10 marca 2020 r.
ja nie wiem czy to jest właściwe postrzeganie sprawy. Ale postaram się odpowiedzieć krótko. Do czasu gdy Bóg będzie w naszych sercach i czynach to takie rozważania są po prostu smieszne. I to tylko tyle i aż tyle. Myślę ,że to jest jedyna i właściwa odpowiedź na te rozterki a tresc ich bardziej ociera się materialny byt niż bogactwo duchowe.
OdpowiedzUsuńNie zgadzam się. To by oznaczało, że i w przyszłości kościoły nam są niepotrzebne. Co, tylko w szczęściu nam są potrzebne?
UsuńZgadzam się z przesłaniem postu pana M. Kruka.
OdpowiedzUsuńOgraniczenie do udziału w Mszy 5 wiernych jest wielkim nieporozumieniem.
To ucieczka od Boga.
to samo stało się z biskupami łomżyńskimi zamiast powalczyć o łomżyński szpital pochowali się w norach jakby ich to nie dotyczyło,ale Bóg jest nierychliwy , ale sprawiedliwy .Co to za pasterze ,którzy zostawiają swoje owce!!!!!
OdpowiedzUsuńod Boga uciekasz tylko wówczas gdy nie bedziesz miał go w swym sercu czyny twoje będą jawnie sprzeczne z jego przykazaniami. Gdy nie będziesz miał Boga w sercu kontakt z nim zostanie przerwany.
OdpowiedzUsuńPomyśl logicznie !!!!!!!!!!!! Wielu ludzi żyje nie tylko z wyboru tam gdzie nie ma kościołów i nie ma możliwości uczestniczenia we mszy i co uwazasz ,że uciekają od Boga.To z czym mamy do czynienia jest podobną sytuacją tylko tu uczestnictwo we mszy uniemozłiwia bardzo duże ryzko zarażenia. Bóg nie potrzebuje ofiary w tej sytuacji z twojego życia . Bóg potrzebuje twojej wiary ,świadomej i głębokiej a do tego nie potrzeba fizycznego chodzenia do kościoła . I tak to postrzegajcie . pozdrawiam Was kochani , wytrwajcie.
przyjdzie w końcu dzien w którym znowu się spotkamy w kościołach ale mam nadzieję ,że to przez co dzisiaj przechodzimy spowoduje ,że będziemy już innymi ludźmi i wrócimy do wartości które wczoraj wielu z nas pomijało w swym życiu.
Usuń"Gdy nie będziesz miał Boga w sercu kontakt z nim zostanie przerwany." tu muszę wyjaśnić ,że tylko jednostronnie bo Bóg będzie zawsze czy w niego wierzysz czy nie bedzie Ciebie kochał i stał przy tobie.
UsuńRed. Grzegorz Górny to od pewnego czasu ultrakonserwatysta katolicki. O ile konserwatyzm jest czymś dobrym, o tyle ultra, czyli pewna ekstremalność, już niekoniecznie. Ale w tym tekście jest dużo racji, a przede wszystkim Kościół otrzymuje potężny impuls do duszpasterskiego rachunku sumienia i zawstydzające wezwanie do działania w sytuacji kryzysowej. Księżom nie wolno tylko czekać, aż epidemia się skończy, a tym bardziej biskupom, bo oni jak generałowie mają znajdować pozytywne rozwiązania duszpasterskie na czas epidemii! W Polsce władza polityczna ujawniła się na górze jako bardzo wiarygodna w walce z koronawirusem; zyskał min. Szumowski, zyskał Premier, zyskał Prezydent; na dole już tak dobrze to nie wygląda, zobacz casus łomżyńskiego szpitala. Co zatem władza polityczna powie, to Kościół akceptuje bez dyskusji, bo nie chce w niczym przeszkadzać. Tymczasem istnieje coś takiego jak religijna racja stanu, której władza polityczna może nie rozumieć dogłębnie. Chleb jest konieczny do życia, ale i sakramenty są konieczne, ba, nawet ważniejsze. Kościół w Polsce niebezpiecznie zgodził się z tym, że w sytuacji przejściowej epidemii tylko zdrowie fizyczne jest ważne, a zdrowie duchowe jakby poczeka, i trwa duszpasterska bierność. Dałoby się niewątpliwie coś więcej zrobić dla wiernych...
OdpowiedzUsuńAutobusem jedziemy z konieczności do pracy. Do kościoła idziemy z wyboru. Czy naprawdę w tym trudnym okresie musimy tak ryzykować zamiast pomodlić się w domu?
OdpowiedzUsuńale o co chodzi z tym kościołem? wyszły restrykcje z watykanu. w czym jest problem? każdy może pomodlić się w domu. a o biskupach łomżyńskich to moim zdaniem nie ma już co rozmawiać.............siedzą cicho i tylko w kwestiach ich dotyczących mają zdanie.......
OdpowiedzUsuń