Ewangelia na jednej kartce…

W tę niedzielę Kościół świętuje Wniebowstąpienie Pańskie. „Wszystkie narody, klaskajcie w dłonie, radosnym głosem wykrzykujcie Bogu” (Psalm 47,2). W ten sposób została niejako zamknięta księga ziemskiego życia Jezusa a otworzyła się księga Kościoła. Kościół od tamtej chwili proklamuje Go jako swego Pana i Zbawcę. Głosi z radością całemu światu po prostu to, co On czynił i czego nauczał, czyli Ewangelię, w przekonaniu, że ewangelizacja rozproszy wszelkie mroki naszej egzystencji. Przyniesie światło, moc i sens. Oto życie ziemskie Jezusa, Wcielonego Syna Bożego, streszczone na jednej kartce (i ujęte jakby trochę inaczej niż podczas zwykłej katechezy szkolnej):

Został On poczęty w sposób dziewiczy, dzięki Duchowi Świętemu, aczkolwiek Maryja, Jego Matka, zdecydowała się mówić o tej tajemnicy dopiero po Pięćdziesiątnicy, w młodym Kościele. Urodził się za czasów króla Heroda Wielkiego, w Betlejem judzkim. Był jedynym Synem Maryi, wychowywanym jednak w bliskim kontakcie ze swymi krewnymi, szczególnie Jakubem, Józefem, Judą i Szymonem oraz kilkoma siostrami, których imion nie znamy. Jako chłopiec żydowski został ósmego dnia obrzezany i otrzymał imię Jehoszua, skracane na co dzień do Jeszua, a nawet do Jeszu („Bóg zbawia”). W Nazarecie, gdzie mieszkał, nauczył się od Józefa, swego Opiekuna, zawodu cieśli, a jednocześnie w domu i synagodze poznawał Biblię Hebrajską oraz zdobywał ogólną wiedzę o dziejach i kulturze swojego narodu. Znał święty język hebrajski, aczkolwiek w życiu codziennym posługiwał się, jak wszyscy inni, językiem aramejskim. Pozostał w sposób świadomy i z własnego wyboru w stanie bezżennym, prowadząc do wieku około trzydziestu lat zupełnie zwyczajne życie w realiach pięknej Galilei, opuszczając ją tylko na czas pielgrzymek do świątyni jerozolimskiej w Judei.

W pewnym momencie udał się nad Jordan do proroka Jana Chrzciciela, przyjmując od niego chrzest, jak czynili to inni. A gdy wrócił do Galilei, zaczął głosić nastanie oczekiwanego i zapowiadanego w Starym Testamencie królestwa Bożego, czyli czasu zbawienia. Centrum Jego działalności stał się nie rodzinny Nazaret, ale Kafarnaum, położone bliżej Jeziora Genezaret. Obchodził także inne żydowskie miejscowości, nauczając najpierw w lokalnych synagogach, a potem – otaczany już przez coraz większe tłumy ludzi – również na otwartej przestrzeni. Uczył, że miłość Boga i bliźniego jest największym przykazaniem; nawoływał nawet do miłości nieprzyjaciół. Nic bardziej spektakularnie i dynamicznie nie unaoczniało ludziom specyfiki tego nowego panowania Bożego, jak dokonywane przez Niego cuda. Pod względem działalności cudotwórczej nie miał On nigdy godnych siebie konkurentów. Te cuda były znakami brzasku nowej rzeczywistości, która w wieczności miała osiągnąć swoją pełnię, pozostając już zupełnie wolna od śmierci (wskrzeszenia), cierpienia (uzdrowienia), zła (egzorcyzmy) i lęku przed czymkolwiek (pozostałe cuda). Wszak zbawienie to dosłownie uszczęśliwienie człowieka, w jego wymiarze duchowym i cielesnym. Chociaż gromadziły się wokół Niego rzesze ludzi, to niektórych z nich osobiście powołał na uczniów, stawiając im radykalnie wysokie wymagania moralne na bazie tylko swojego osobistego autorytetu. Kręgiem Jemu najbliższym było grono Dwunastu, tak właśnie przez Niego nazywane, stanowiące zaczątek Kościoła, czyli niejako komórkę-matkę nowego Ludu Bożego; wszak stary Lud Boży (Izrael) składał się z dwunastu pokoleń Jakuba. Przez jakieś trzy lata byli oni z Nim dniem i nocą, słyszeli Jego słowa i wdzieli Jego czyny. To właśnie z nimi, podczas Ostatniej Wieczerzy, zawarł Nowe Przymierze, czyniąc ich kapłanami Kościoła.

Z profilu przypominał proroka, zasłynął bowiem szczególnie z tworzenia przypowieści, jak również z niezwykle trafnych sentencji. Nie był jednak tylko prorokiem, bo od samego początku swojej działalności publicznej wyraźnie pełnił misję mesjańską, nazywając siebie najczęściej pokornie Synem Człowieczym. Ale nie był tylko Mesjaszem, bo z każdym dniem coraz wyraźniej ukazywał swoją bliskość wobec Boga Izraela, zwracając się do Niego po aramejsku Abba (Ojcze!), a siebie określając Synem; między Nimi była równość w istocie i majestacie. Władze żydowskie przestraszyły się Boskiej tożsamości Jezusa, zagrażającej rzekomo żydowskiemu monoteizmowi. Wysłannicy Sanhedrynu pojmali więc Go w Ogrodzie Oliwnym późnym wieczorem, kilka dni po Jego triumfalnym wjeździe do Jerozolimy. Wyrok był już zasadniczo przygotowany wcześniej, tym bardziej, że On sam podczas nocnego przesłuchania przed arcykapłanem Kajfaszem potwierdził swoją nadprzyrodzoną tożsamość. Władze żydowskie uznały Go ostatecznie za zuchwałego „bluźniercę” i pod pretekstem rzekomo politycznego mesjanizmu wymusiły na Poncjuszu Piłacie, rzymskim prefekcie, wydanie wyroku śmierci, który wykonano jeszcze tego samego dnia, na Kalwarii, poprzez ukrzyżowanie. Umierał z przekonaniem, że Jego ofiara krzyżowa przyniesie grzesznikom oczekiwane odkupienie i odnowę życia; tak przecież wyraźnie nauczał i wszystko utrwalił już w sakramencie Eucharystii.

Ostatnie słowo należało faktycznie nie do tej okrutnej śmierci, lecz do Tego, od którego przyszedł na ziemię i któremu tę ofiarę ze swego życia składał - Ojca Niebieskiego. On właśnie wskrzesił swego Syna z martwych, a odkrycie pustego grobu i ukazywania się Zmartwychwstałego nie pozostawiły w sercach i umysłach zalęknionych od trzech dni uczniów żadnych wątpliwości, że Jezus, za którym niegdyś poszli zostawiwszy wszystko, trwa żywy w obrębie Trójcy Świętej, bo Bóg jest jeden, ale w Trzech Osobach. Byli dumni, że uwierzyli w Jezusa jako Mesjasza, Syna Bożego i Pana, przed którym „zgina się każde kolano” (List do Filipian 2,10). I radowali się niezmiernie, że to nieskażone życie, które pulsuje w samym Bogu, jest przeznaczone także dla wszystkich ludzi, aczkolwiek na drodze sakramentalnej. Przejście Jezusa z historii do wieczności, czyli Jego wniebowstąpienie, otworzyło zatem szlak dla strumienia światła i mocy Ducha Świętego, dzięki czemu miłość Boża rozlała się w ludzkich sercach. W miłującym Zbawcy kolejne generacje chrześcijan znajdowały litościwe przebaczenie grzechów, rozjaśnienie sensu życia ziemskiego jako drogi ku niebu oraz obfite łaski do ciągłego wzrastania w człowieczeństwie, i to nawet na przekór rozmaitym przeciwnościom, nie wyłączając doświadczania cierpienia i nieuniknioności śmierci. Szczęść Boże.

Komentarze

  1. Dziękujemy panie Marianie za słowo Boże na niedzielę.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty - wszystkie okresy

Łomża pożegnała ks. biskupa Stanisława Stefanka…

Bal charytatywny z przykrą „atrakcją”…

Nie oszukujmy się i powiedzmy wprost, wakat na tym stanowisku może przynieść tylko pozorne oszczędności…

Apel do prezydenta Mariusza Chrzanowskiego i samorządu…

Słowa bp Stepnowskiego wybrzmiały, jakby obce mu były wskazania Kodeksu Prawa Kanonicznego oraz Soboru Watykańskiego II…