Nawrócenie duszpasterskie – cz. 5: model parafii wychodzącej…

Jeszcze do niedawna zasadnicze miejsce, w którym można było zobaczyć księdza, stanowiła parafialna świątynia. Wydawało się bowiem, że przestrzeń poza kościołem i jego otoczeniem to jakby taka sfera profanum, zastrzeżona wyłącznie dla życia prywatnego wiernych świeckich, gdzie ksiądz z grzeczności raczej nie wchodzi. Tymczasem papież Franciszek w adhortacji apostolskiej „Evangelii gaudium” (Radość Ewangelii) apeluje o Kościół „wyruszający w drogę” (n. 24), czyli będący w permanentnym stanie misji ewangelizacyjnej. Wydana w tym roku (2020) przez watykańską Kongregację ds. Duchowieństwa instrukcja „Nawrócenie duszpasterskie” konstatuje, że „jeśli parafia nie żyje duchowym dynamizmem właściwym ewangelizacji, naraża się na ryzyko bycia strukturą (…) sklerotyczną” (n. 17). Stolicy Apostolskiej chodzi zatem dzisiaj o model tzw. „parafii wychodzącej” (n. 123). Co to więc dokładnie znaczy? Niedawno przysłuchiwałem się dyskusji na te tematy toczącej się między znajomymi księżmi.


Wydaje się, że u podstaw modyfikacji funkcjonowania parafii leży zmieniona koncepcja relacji między wiarą i niewiarą. Dawniej uważano, że niewiara w ogóle czy choćby tylko praktyczne zobojętnienie w wierze stanowi wyłącznie sprawę złej woli człowieka. Duszpasterz czekał zatem w świątyni, aż taki grzesznik sam zrozumie w końcu swój błąd i się nawróci. Najwyżej próbował przyspieszyć jego decyzję poprzez np. postraszenie go przy jakiejś okazji ogniem piekielnym. Dzisiaj już wiadomo, że przezwyciężenie wszelkich przejawów niewiary stanowi nierzadko długofalowy proces, w którym duszpasterz musi uczestniczyć ze świadomością pokornej współpracy z Bożą laską i przy jednoczesnym uszanowaniu ludzkiej wolności. Kapłan, jak dobra matka (a Kościół jest Matką), winien w obrębie swojej parafii zauważyć dyskretnie, niejako kątem oka, takie osoby i wykreować jakiś sposób na „dotarcie” do nich z ofertą zbawienia. Tak oto właśnie rodzi się „parafia wychodząca”.

Niektórzy pastoralni zapaleńcy myślą, że „nowy etap ewangelizacji” powinien przybrać formę niemal permanentnych odwiedzin rodzin w domach dokonywanych przez proboszcza czy wikariusza, ewentualnie z pomocą zaangażowanych świeckich, czyli takiej jakby kolędy trwającej od stycznia do grudnia. Niewątpliwie duszpasterz ma spotykać swoich parafian tam, gdzie oni żyją na co dzień, ale nie wolno mu w żaden sposób naruszyć ich prywatności, tzn. nie może on być wobec nich ani nachalny, ani zuchwały. Wówczas bowiem ewangelizacja przypominałby taką uciążliwą reklamę, których w przestrzeni medialnej mamy bez liku. Duszpasterz musi raczej znaleźć „stosowną okazję” do spokojnej rozmowy.

Niektóre „okazje” rodzą się wręcz w sposób naturalny. Od 1990 roku kapłani (i inni katecheci) wychodzą do szkół. Poprzez dzieci i młodzież ewangelizacja dociera niewątpliwie pośrednio także do ich rodzin. Od tego samego mniej więcej czasu duszpasterz parafialny (głównie proboszcz) jest na ogół zapraszany na wszelkie wydarzenia świeckiej rangi społecznej, dziejące się na jego terenie, i niejako z urzędu spotyka się tam z ludźmi, którzy niekoniecznie muszą być wierzącymi i praktykującymi katolikami. Tu jest szansa, by wejść z nimi w relację i podjąć choćby tzw. działalność pre-ewangelizacyjną, czyli ukierunkowaną na poczucie odpowiedzialności za przemijające życie ziemskie. Podobnie, świątynia bądź salka przykościelna mogą stać się również miejscami zaaranżowanych spotkań nie tyle wprost religijnych, ile np. głównie integracyjnych, jak choćby z zaproszonymi gośćmi ze świata nauki, kultury, sportu czy polityki, przyciągającymi także zobojętniałych w wierze. Tak samo, organizowane przez parafię regularne wyjazdy staną się ze względu na specyfikę programu (np. do teatrów, muzeów, na koncerty czy imprezy sportowe) atrakcyjne nie tylko dla tych naprawdę gorliwie wierzących. Te wszystkie „okazje” duszpasterz może nie tylko kreatywnie wykorzystać, ale nawet je inteligentnie zaprojektować pod kątem ewangelizacyjnym. O tradycyjnej kolędzie już nie wspomnę, bo to oczywiste. Także o głośnych i barwnych festynach odpustowych, które kuszą zmysły atrakcyjnością wiary świętowanej.

Jest pewne, że z biegiem lat w parafiach będzie coraz więcej „cyfrowych tubylców”, a więc ludzi urodzonych w epoce nowoczesnych mediów /umownie po 1983 roku?/. Oni uwielbiają wszelki kontakt za pomocą Internetu i tu się otwierają przeogromne możliwości dla koncepcji „parafii wychodzącej”. To jest dopiero „okazja nad okazjami”! Dzisiaj już nie do pomyślenia pozostaje sytuacja, by parafia nie miała uaktualnionej strony internetowej, żywotnego Facebooka, inspirującego Twittera itd. Mądry duszpasterz będzie nieustannie w zasięgu swoich parafian, chętny do dialogu z nimi, dysponujący konkretną ofertą ewangelizacyjną. Znaczące, że święty papież Jan Paweł II w jednym ze swoich ostatnich orędzi na dzień środków społecznego przekazu (2002) wyraził mocną nadzieję, iż w przyszłości z internetowej „galaktyki obrazów i dźwięków wyłoni się twarz Chrystusa i da się słyszeć Jego głos”. Ależ to będzie punkt kulminacyjny ewangelizacji przez Internet, nieprawdaż!? I jak tu Kościół może wciąż jeszcze bać się nowych mediów? Szczęść Boże.

Komentarze

  1. A co z politykami zapraszanymi do salek przykoscielnych ?
    Zieliński w CK ? Czy kontemplowalo o ewangelii ? Śmiechu warte. Czasem wolę kapłana który ma w sobie pokorę i ciszę, bo więcej zobaczy i usłyszy. Z daleka natomiast od takich zawadjakow co polityka się interesują lub robią z ludzi choinki w rytmie rap.

    OdpowiedzUsuń
  2. Z politykami dopuszczalbym spotkania poza okresami kampanii wyborczej. I z natury rzeczy o charakterze ewangelizacyjnym. Polityka to też świat wartości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już to widzę Pan który jeździ bezinteresownie po parafiach i ewangelizuje. Charyzmatyczny uzdrowiciel, szukający miejsca dla swoich paru przybocznych owieczek, co bez pracy były ? Cuda się zdarzają i barany zajmują stanowiska wicedyrektorow w różnych instytucjach ? To jest manna z nieba. Żeby być takim szamanem, trzeba być tam gdzie się jest, a najłatwiej oglupic lud idąc w komunii z Kościołem i wykorzystując go do swoich politycznych celów, zeby dalej uprawiac te szamanstwo.Obrzydliwa postawa, dobrego katolika, który bez skrupułów potrafi zniszczyć człowieka i nasylac na niego swoje psy. Dobrzy politycy nie jeżdżą po parafiach i nie robią wieczorów uwielbienia samego siebie. Dobrzy politycy, robią cicho dobre rzeczy, dają i nie trąbią że dają.
      Pytanie jest następujące. Co jest z księżmi, proboszczami i organizatorami takich spotkań? Dlaczego i po co przychodzą na te puste spotkania ludzie ? Oraz po co ksiądz udostępnia salę na takie puste i narcystyczne występy? Nikogo to nie nawrócilo, a prędzej odsunelo od kościoła. Gdzie jest Biskup?

      Usuń
    2. Siedzi w pierwszym rzędzie i klaszcze, bo też musi dbać o swoje barany.

      Usuń
    3. Nie o barany tylko o swój biznes.

      Usuń
    4. Dzięki baranom oni coś mogą.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty - wszystkie okresy

Łomża pożegnała ks. biskupa Stanisława Stefanka…

Bal charytatywny z przykrą „atrakcją”…

Nie oszukujmy się i powiedzmy wprost, wakat na tym stanowisku może przynieść tylko pozorne oszczędności…

Apel do prezydenta Mariusza Chrzanowskiego i samorządu…

Słowa bp Stepnowskiego wybrzmiały, jakby obce mu były wskazania Kodeksu Prawa Kanonicznego oraz Soboru Watykańskiego II…