Minister Piontkowski odkrył koronawirusa, jakiego nie znamy…

Już za kilkanaście dni rusza nowy rok szkolny. Wielu rodziców zastanawia się więc, czy dzieci pójdą wreszcie do szkoły, czy nadal będą okupowały domowe kanapy. Jedni twierdzą, że najwyższy czas wygnać młodzież, bo zdalna nauka to nie nauka. Inni twierdzą, że dopiero w szkołach rozpocznie się koronawirusowe domino. Rządzący zmieniają wersję co chwilę.

Uspokoić rodziców postanowił osobiście minister edukacji narodowej Dariusz Piontkowski. Na antenie Radiowej Jedynki stwierdził tak:
Jeżeli możemy spokojnie wyjść do sklepu, na ulicę, brać udział w wydarzeniach kulturalnych, czy wypoczywać na plaży, to równie dobrze możemy iść do szkoły”.
I wypowiedzią tą pobił rekord. Popełnił bowiem w jednym zdaniu co najmniej trzy błędy, świadczące o tym, że minister polskiego rządu nie ma pojęcia, jak „działa” koronawirus.

Po pierwsze, Szanowny Panie Ministrze, na plaży, ulicy, podwórku czy pod trzepakiem dzieci są na terenie otwartym. Zakazić się tam to, jeśli wierzyć ministrowi zdrowia Łukaszowi Szumowskiemu, duże nieszczęście. Znacznie więcej niebezpieczeństw czyha na nas i nasze pociechy w terenach zamkniętych. Nie wiem co prawda, jaki pomysł na edukację ma władza, ale obstawiam, że lekcje nie będą odbywały się jedynie na szkolnym boisku

Po drugie, w sklepie kontakt z daną osobą mamy przez kilka minut. W szkole zaś dzieci z dziećmi, dzieci z nauczycielami, dzieci z pracownikami szkoły itd. mają kontakt przez kilka godzin. Znów, jeśli wierzyć ministrowi zdrowia oraz wirusologom, dłuższy kontakt z osobą zakażoną jest znacznie bardziej niebezpieczny niż kilkuminutowe spotkanie.

Po trzecie, udział w wydarzeniach kulturalnych w Polsce jak na razie nie jest obowiązkowy. Jeśli ktoś idzie na koncert, to wybiera się na własne ryzyko. Edukacja naszych dzieci zaś obowiązkowa jest. Tak, wiem, można przejść na nauczanie domowe. Ale co do zasady rodzic ma obowiązek wysyłać dziecko do szkoły, zaś dziecko ma obowiązek do niej chodzić. Tak więc porównywanie dobrowolnego wyjścia z obowiązkowym jest nietrafione.

Po czwarte, życzę powodzenia przy nakładaniu kwarantanny, gdy zaczną pojawiać się przypadki zakażeń w szkołach. Jeśli chcielibyśmy trzymać się sztywno przepisów, w praktyce stwierdzenie koronawirusa u jednego ucznia powodowałoby wysłanie na kwarantannę, przynajmniej do czasu wykonania testów, niemal wszystkich nauczycieli. Bo jak jest w szkole, doskonale wiemy - Jasiu kichnie na Marysię, Marysia podejdzie do pani od polskiego, pani od polskiego pogawędzi w pokoju nauczycielskim z panem do matematyki, a pan od matematyki kaszlnie na panią woźną. No i jak u Jasia stwierdzą COVID-19, szkoła w praktyce do zamknięcia.

I żebyśmy dobrze się zrozumieli: nie twierdzę bynajmniej, że szkoły powinny być zamknięte, a dzieciaki powinny uczyć się zdalnie. Nie twierdzę tak, bo się na zabezpieczaniu epidemicznym dużych skupisk ludzkich nie znam. Kłopot w tym, że minister edukacji narodowej, kluczowa osoba w obecnej układance, również się nie zna. ▄

/źródło: gazetaprawna.pl, autor: Patryk Słowik, foto: Paweł Małecki, Agencja Gazeta/

Komentarze

  1. panie Marianie i oto tu chodzi rządowi. cyt"Jeśli chcielibyśmy trzymać się sztywno przepisów, w praktyce stwierdzenie koronawirusa u jednego ucznia powodowałoby wysłanie na kwarantannę, przynajmniej do czasu wykonania testów, niemal wszystkich nauczycieli. " Rząd bierze to ryzyko pod uwagę i z tym świadomie się godzi celem zrzucenia odpowiedzialnośc za to na samorzady co w dłuższej perspektywie okaze się dobrym narzedziem do ich rozwalenia pod zarzutem utraty kontroli nad funkcjonowaniem oświaty oraz hamowaniem z tego powodu gospodarki kraju. Bo kwarantanny obejmą nie tylko dzieci , nauczycieli ale i ich pracujących rodziców.

    OdpowiedzUsuń
  2. nie trzeba sie znać aby pojąć , że nauczanie zdalne jest w tej chwili jedynym skutecznym rozwiązaniem . Problem w tym ,że wielu rodzicom to absolutnie nie pasuje a rząd pomimo czasu jaki miał przez okres wakacji absolutnie tego sytemu nie usprawnił do potrzeb sytuacji. Dlatego teraz minister plecie takie bzdury a reszta kręci nosem na sytem zdalnego nauczania podczas gdy nic innego lepszego w tej sytuacji sie po prostu nie wymyśli.

    OdpowiedzUsuń
  3. po prostu na naszych oczach ministerstwo i rząd robi eksperyment na naszych dzieciech. Albo to wszytko się przewali albo jakoś się będzie kręcić.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeżeli patrzymy na skutki i ilość ludzi zarażonych koronawirusem to możemy tą epidemie porównać do jednego z grozniejszych wirusów grypy, na który umiera porównywalna ilość osób. Musimy się pogodzić z tym, że prawie wszyscy przechoruja tą chorobę bez względu na środki ostrożności. Ilość potwierdzonych zachorowań zależy od ilości zrobionych testów. Gdyby w Łomży lub w innym mieście zrobiono więcej testów to okazałoby się że większość badanych jest zarażona lub przechorowala
    wirusa bezobjawowo.

    OdpowiedzUsuń
  5. Wice wójt na pewno ma dobre rozwiązanie, w końcu jest specjalistą, dlllugo poszukiwanym. Jest liderem, przerosnie nauczyciela. Czy dzieci w gminie będą w szkołach miały laptopy ? Jeżeli zdalnie będa nauczane ?

    OdpowiedzUsuń
  6. doświadczymy bezsensu tych decyzji ministertstwa w momencie gdy na terenie szkoły przedszkola dojdzie do pojawienia się żródła zarażenia. Wówczas nauka zostanie przerwana , obiekt i wszyscy którzy tam pracowali uczyli się oraz rodzice dzieci i ich rodzeństwo poddani zostaną kwarantannie i testom. Co najmniej na dwa tygodnie wszyscy wyłaczeni z normalnego funkcjonowania, a realizowany program szkolny się rozleci. Słowem bardzo trudna i stresująca sytuacja dla wszystkich.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty - wszystkie okresy

Łomża pożegnała ks. biskupa Stanisława Stefanka…

Bal charytatywny z przykrą „atrakcją”…

Nie oszukujmy się i powiedzmy wprost, wakat na tym stanowisku może przynieść tylko pozorne oszczędności…

Apel do prezydenta Mariusza Chrzanowskiego i samorządu…

Słowa bp Stepnowskiego wybrzmiały, jakby obce mu były wskazania Kodeksu Prawa Kanonicznego oraz Soboru Watykańskiego II…