Rekomendują opóźnienie powrotu dzieci do szkół…
W dzisiejszym wydaniu „DGP”
naukowcy zajmujący się prognozowaniem epidemii w Polsce rekomendują opóźnienie
powrotu dzieci do szkół. Ich zdaniem istnieje ryzyko, że otwarcie szkół z
początkiem września może skutkować kilkoma tysiącami zakażeń dziennie.
Gazeta „DGP” powołuje się na analizę zespołu ICM Uniwersytetu Warszawskiego, zdaniem którego otworzenie wszystkich placówek oświatowych w tym samym czasie, może spowodować wzrost zachorowań nawet do kilku tysięcy przypadków dziennie.
Gazeta „DGP” powołuje się na analizę zespołu ICM Uniwersytetu Warszawskiego, zdaniem którego otworzenie wszystkich placówek oświatowych w tym samym czasie, może spowodować wzrost zachorowań nawet do kilku tysięcy przypadków dziennie.
Według przywołanej publikacji, problem z powrotem do szkół
bierze się nie tylko stąd, że dzieci w szkołach będą praktycznie cały czas w bezpośrednim
kontakcie, lecz również to, że wiele z dzieci wróciło z wakacji w różnych
regionach, także z zagranicy. Zdaniem naukowców nie można wykluczyć, że
niektóre z nich z infekcją.
Zdaniem „DGP” należałoby rozważyć wariant wstrzymania
edukację w szkołach przez pierwsze dwa tygodnie. „To moment, kiedy dzieci
przywożą z wakacji choroby. Warto byłoby opóźnić otwarcie o dwa tygodnie” –
twierdzi jeden z naukowców z ICM Uniwersytetu Warszawskiego. ▄
/źródło: gazetaprawna.pl/
Proszę nie robić zamieszania. Minister Piontkowski wie najlepiej.
OdpowiedzUsuńJakiego wirusa?
OdpowiedzUsuńPiątkowski powinien poddać się do dymisji, albo wrócić do szkoły w czasie epidemii. Poczuje to co nauczyciel i rodzic wysyłający dziecko w warunki w ogóle nie przystosowane do tego.
OdpowiedzUsuńnie oszukujmy się bo zarażenia w szkołach będą. Czy ktoś naprawdę wierzy w te bzdury które ten minister opowiada. Na weselach , w czasie mszy dochodzi do zarażen wielu osób a jak nie ma zajść w szkole gdzie nie ma możliwości ani zachowania dystansu ani non stop noszenia masek. Dzieci są mniej odpowiedzialne od dorosłych ,żywiołowe i w takiej zbiorowości jak od 500 do 1000 dzieci w jednym budynku nie da się uniknąć kontaktu z zarażonym czy to uczniem czy kimś z personelu szkoły czy nauczycieli. Każdy kto uczęszcza do szkoły w kazdej chwili może do szkoły przynieść wirusa nawet o tym nie wiedząc. Minister zakłada ,że szkola nie jest miejscem szczególnie narazonym na wirusa. Nie wiem na jakiej podstawie on to mówi i uważam to za totalną bzdurę. Nie przewiduje się noszenia masek ani przez dzieci ani przez nauczycieli czy personel szkoły. Obudźmy się i uświadommy ,że jest o jednak miejsce najbardziej sprzyjąjące właśnie zarazeniom którego nie da sie zamknąć w odpowiednie ramy sanitarne w takim kształcie jak ministerstwo sobie zakłada. Proszę zrozumieć , że stanowisko ministerstwa jest absurdalne nie oparte na żadnych przesłankach merytorycznych. Rząd jak myślę wie i dopuszcza możliwość wybuchu w szkołach epidemi. Dopiero wówczas na zasadzie strażaka który sam podpala będzie je zamykał i ustanawiał reżim sanitarny i wyznaczał ludzi do kwarantanny. To dla niego jest bardziej wygodne bo za powód zamykania szkoły będzie wskazywał epidemię i obarczał winą tych którzy się zarazili i oraz dyrektorów szkoł i samorzady. Taka sytuacja jest rzadowi na rękę bo to nie on będzie odpowiadał za ich zamknięcie. Słowem robi sobie komfortową pozycję zrzucenia odpowiedzialności za zycie i zdrowie dzieci nauczycieli i nas wszystkich na dyrektorów szkół i samorzady. Gotów jest poświęcić życie i zdrowie naszych dzieci.
OdpowiedzUsuńTaka jest w tym przypadku zagrywka rządu.