Lawendowa mafia – część 2: referująca...

Cały czas mam przed sobą książkę, której zapis bibliograficzny brzmi: Ks. Dariusz Oko, „Lawendowa mafia. Z papieżami i biskupami przeciwko homoklikom w Kościele”, Wydawnictwo AA, Kraków 2020, ss. 253.
Drogi Czytelniku, dzisiaj zreferuję trzon tej publikacji, na który składają się cztery odrębne teksty, napisane w pewnych odstępach czasowych, i dopiero niejako wtórnie złożone w jedną całość.


Pierwszy tekst, zredagowany w tym roku, nosi tytuł „O konieczności ograniczania klik homoseksualnych w Kościele” (s. 51-109). Ks. Oko zauważa: „Tak wielka liczba homoseksualistów w seminariach wielu krajów i każdego kontynentu wynika szczególnie z tego, że długo były one miejscem ucieczki i schronienia dla mężczyzn ze środowisk religijnych, którzy odkrywali w sobie skłonności homoseksualne. Dobrze wiedzieli, że w swoim środowisku, szczególnie na prowincji, na terenach wiejskich (ale przez długi czas także wielkomiejskich), nie będzie to w ich otoczeniu akceptowane, albo przynajmniej nie będzie wzbudzać entuzjazmu, a z pewnością będzie w życiu poważnym utrudnieniem. W tej sytuacji dla wielu najlepszym wyjściem wydawało się pójście do seminarium kapłańskiego albo nowicjatu zakonnego. (…) Kiedy tacy mężczyźni wybierali kapłaństwo czy zakon, mieli na ogół zagwarantowaną przynależność do społecznego establishmentu oraz przeróżne związane z tym prestiżowe i materialne korzyści” (s. 59-60).

W tym momencie muszę, oczywiście, poprosić Autora książki o dowody. A to z tej racji, że np. księża Diecezji Łomżyńskiej raczej mówią o małej grupie takich osób. Ks. Oko niejako odpowiada tak: „Na podstawie opublikowanej literatury oraz innych dostępnych mi danych, między innymi z kręgów tajnych służb, można szacować, że na przykład w Stanach Zjednoczonych około 40 proc. księży i do 50 proc. biskupów ma takie skłonności” (s. 63). A w Polsce? Ks. Oko kontynuuje: „W Polsce oraz innych krajach Europy Wschodniej pod panowaniem komunizmu duchowni należeli do najbardziej inwigilowanych przez tajne służby środowisk, a ta inwigilacja także potwierdziła znaczny udział osób homoseksualnych w tej grupie” (s. 64). I chociaż ks. Oko przytacza różne sugestywne przykłady, to jednak nie dają one wrażenia, że chodzi tutaj o tak wysokie liczby. Te przykłady bowiem potwierdzają raczej „całą potęgę kościelnej homomafii” (s. 99), czyli ich moc jakościową, a nie ilościową. Trzeba również pamiętać, że od 2005 roku istnieje zakaz przyjmowania do seminariów kandydatów o skłonnościach homoseksualnych. Ks. Oko najgorzej ocenia placówki dyplomatyczne Watykanu, czyli nuncjatury, mówiąc o „chorobie rzymskiej” (s. 66). Relacjonuje dalej tak: „Znawcy tematu dobrze wiedzą, że – zwłaszcza przy niektórych nuncjuszach – podstawowym warunkiem zostania biskupem jest należenie do klanu, czyli posiadanie skłonności homoseksualnych albo przynajmniej bycie homopoddanym, czyli gwarantowanie swoją osobowością i zachowaniem, że w niczym nie naruszy się interesów kościelnego homolobby, w niczym mu się nie zaszkodzi” (s. 96).

Drugi tekst nosi tytuł „Z papieżem przeciw homoherezji” (s. 111-143) i powstał on w 2012 roku, czyli jeszcze za pontyfikatu Benedykta XVI. Tytułowa „homoherezja” to błędny pogląd (herezja) negujący posłuszeństwo wobec nauczania tego Papieża w odniesieniu do homoseksualizmu, a szczególnie że „homoseksualizm jest nie do pogodzenia z powołaniem kapłańskim” (s. 127). Ks. Oko wyjaśnia przy okazji inną ważną kwestię: „Media mówią ciągle o pedofilii duchownych, tymczasem najczęściej chodzi tu o efebofilię, czyli o wynaturzenie polegające na pociągu dojrzałych, homoseksualnych mężczyzn nie do dzieci, ale do pokwitających i dorastających chłopców. Jest to typowe zboczenie łączące się z homoseksualizmem. Do podstawowej wiedzy na ten temat należy prawda, że aż ponad 80% przypadków przemocy seksualnej duchownych ujawnionych w USA była to efebofilia, a nie pedofilia. Ten fakt jest skrzętnie ukrywany, przemilczany, bo szczególnie dobrze ujawnia zakłamanie zarówno światowego, jak i kościelnego homolobby” (s. 113-114).

Trzeci tekst nosi tytuł „Częściowe zwycięstwo prawdy” (s. 145-165) i także powstał w 2012 roku. Ks. Oko doprecyzowuje swoje tezy i sygnalizuje, że doświadcza sporej aprobaty ze strony biskupów, prowincjałów i seminaryjnych rektorów (s. 146). Echa jego myśli pobrzmiewają także w literaturze zagranicznej (s. 149). Przypomina, że chociaż był czas, gdy Kościół zgadzał się na przyjmowanie do seminariów kandydatów o „przejściowych skłonnościach homoseksualnych”, byleby one ustąpiły najpóźniej trzy lata przed święceniami diakonatu, to aktualnie obowiązuje absolutny zakaz przyjmowania nawet i takich osób do seminariów (s. 161).

I wreszcie ostatni tekst, zatytułowany „Media jako kluczowe miejsce głoszenia i obrony chrześcijańskiego personalizmu” (s. 167-215), który powstał w tym roku i najpierw został opublikowany w wersji angielskiej. Ks. Oko podkreśla, że w mediach „zawsze chodzi o to, żeby maksymalnej liczbie osób przekazać maksymalną liczbę najlepszych argumentów w jak najlepszej, najbardziej przekonującej formie” (s. 215). I tak oto, Drogi Czytelniku, zostałem niejako przynaglony do wydania swojej opinii o tej książce. Jest potrzebna, a nawet konieczna. Chociaż obfituje w przykłady porażające, to jednak w tle nieustannie żarzy się ogień wiary, nadziei i miłości. Niejednokrotnie jej Autorowi, niestety, brakuje twardych dowodów, a przecież nauka – jak twierdził wielki Platon – tym różni się od mowy potocznej, że przedkłada tezy możliwie najmocniej uzasadnione. Ale właśnie wtedy, paradoksalnie, w tym miejscach mniej uargumentowanych zamiast uczonego jakby pojawiał się nagle niezłomny prorok, którego siła przekonania i ekspresji, przypominająca wielkich kaznodziejów, nie pozwala na porzucenie tej książki. Jak na nią zareagują hierarchowie, znawcy tematu? Zanegują czy potwierdzą jej zasadnicze tezy? Gdyby ta książka została opublikowana parę lat temu, pewnie zasłanialiby się jeszcze czymś w rodzaju „tajemnicy papieskiej”, ale dzisiaj? Szczęść Boże.

Komentarze

  1. mam jedno podstawowe pytanie w tej sprawie do pana Mariana. I co to da? Wszak o tym wiadomo już od bardzo dawna. Tak jak pan tu przytacza , służby PRL dawno o tym wiedziały a obraz ten nadal był umacniał się i jest. Myśli pan ,że te publikacje cokolwiek zmienią . Ja twierdze ,że absolutnie nic. Będzie tak jak z Banasiem.

    OdpowiedzUsuń
  2. poza tym trzeba być w tym temacie niezwykle ostrożnym. Bo czy ksiądz homoseksualista to jest coś złego karygodnego , bluźnierczego? To taki sam człowiek jak każdy inny i należy mu się taki sam szacunek. Problem w przypadku księży zaczyna się dopiero wówczas gdy zaczyna on być homoseksualistą czynnym albo pojawiają się w nim tego typu pożądania. Robienie teraz takiego poczucia zagrożenia dla kościoła poprzez jakoby istnienie lawendowej mafii jest tu przesadzone . Nie twierdzę ,że nie istnieje ale czy faktycznie cechy tej grupy pozwalają na nazwanie ich z czystym sumieniem lewandową mafią?. W historia kościoła katolickiego obfituje w spore ilości przykładów obrzydliwej walki różnych frakcji kleru katolickiego o wpływy i władzę wewnątrz kościoła. Ta lewandowa mafia moim zdaniem jest aktualnie tego dobitnym przykładem. Ja doskonale pamiętam wystąpienia publiczne ks. Oko w telewizji na temat pedofili w kościele katolickim i jakoś nie prezentował on takiego stanowiska jak w tej publikacji. Więc skąd raptem obecnie u niego taka skrajna polaryzacja stanowiska w tej sprawie. Ta publikacja to nie jest troska o kościół czy próba oczyszczenia kościoła z złych wpływów tego środowiska w jego wnętrzu na resztę kleru to jest zwyczajna kolejna odsłona walki o wpływy i władzę w kościele katolickim. W której na chwilę cele środowisk skrajnie antykatolickich idą w parze z takimi publikacjami księdza Oko. Piszę świadomie antykatolickich bo ludzie którzy chcą świeckiego państwa nie mają z tym absolutnie nic wspólnego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie jestem wróżbitą i trudno mi powiedzieć, co to da. Wiem natomiast, że warto o tym publicznie rozmawiać, skoro sami księża są w to upublicznianie mocno zaangażowani. Ukazała się książka, osoby bardzo znanej w przestrzeni medialnej, więc uznałem, że warto publicznie to zasygnalizować. To się dzieje tu i teraz, nie można przejść obojętnie w świetle przywoływanych faktów. Natomiast nie wiem, czy książka jest dowodem na wewnętrzną walkę w Kościele, w moim odczuciu jest to pogląd subiektywny, nie podbudowany konkretnymi dowodami, właściwie żadnymi dowodami. Nie można wykluczyć, że takie podejście jest próbą otwarcia parasola ochronnego „nad bohaterami”. Jedno jest pewne, problem na pewno istnieje. Nie chodzi o homoseksualizm, jego bycie, lecz o skutki jakie może rodzić wewnątrz Kościoła. Popełniłem skromną recenzję książki, uznałem, że po prostu mam do tego prawo. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty - wszystkie okresy

Łomża pożegnała ks. biskupa Stanisława Stefanka…

Bal charytatywny z przykrą „atrakcją”…

Nie oszukujmy się i powiedzmy wprost, wakat na tym stanowisku może przynieść tylko pozorne oszczędności…

Apel do prezydenta Mariusza Chrzanowskiego i samorządu…

Słowa bp Stepnowskiego wybrzmiały, jakby obce mu były wskazania Kodeksu Prawa Kanonicznego oraz Soboru Watykańskiego II…