Poszukując żywego Kościoła…

Rozmaite media kościelne publikują wywiad, jakiego redaktorowi Tomaszowi Królakowi z Katolickiej Agencji Informacyjnej (KAI) udzielił biskup Adrian Galbas (ur. 1968), pallotyn i nie tak dawno wyświęcony hierarcha pomocniczy w Ełku. Przyznaje on od razu, że Kościół znajduje się aktualnie „w sytuacji sporego tąpnięcia”. A zapytany o przyczyny, odpowiada trzema niemal synonimicznymi metaforami: „małe zasolenie soli”, „niedostateczna wierność Ewangelii” i „osłabiona wiarygodność jej głosicieli”. Zapytany z kolei o objawy kryzysu, odpowiada: „Kościołowi przestają ufać najwierniejsi. W tej chwili większość Polaków Kościołowi nie ufa. To jest straszne”.


Październik jest miesiącem uroczystych inauguracji roku akademickiego na uczelniach wyższych, w tym także w seminariach duchownych. Ks. dr Piotr Kot, Rektor Seminarium w Legnicy i od niedawna Przewodniczący prestiżowej Konferencji Rektorów Wyższych Seminariów Duchownych, podał dane statystyczne. W tym roku formację ku kapłaństwu rozpoczęło w Polsce 438 nowych kandydatów, z czego w seminariach diecezjalnych - 289 (w łomżyńskim - 8), a w zakonnych - 149. Najwięcej nowych kandydatów ma Tarnów – 26, a najmniej Świdnica – 0. Łącznie, czyli na wszystkich sześciu latach i we wszystkich seminariach (diecezjalnych i zakonnych), studiuje obecnie 2556 kleryków (inaczej alumnów), w łomżyńskim - 34. Co to oznacza w perspektywie biegu lat? Spójrzmy na te zapisy:

2004 r. – 7465 kleryków; 2007 r. – 6025 kleryków; 2008 r. – 5583 kleryków; 2012 r. - 4262 kleryków; 2018 r. – 3015 kleryków; 2019 r. – 2853 kleryków; 2020 r. – 2556 kleryków.

Mamy zatem w ciągu ostatnich 15 lat niemal trzykrotny spadek powołań. Bp Galbas ocenia sprawę rzeczowo: „Nie da się tego zagłaskać, powtarzając na przykład, że jest to sytuacja przejściowa, że minie, że odskoczy. Tendencja jest jasna”. I dodaje: „Jeśli chodzi o dokumenty dotyczące formacji kapłańskiej, to są świetne. Aktualne i kompetentne. Myślę zwłaszcza o ratio studiorum, którego polska wersja czeka na akceptację przez Stolicę Apostolską. Dokument ten podkreśla znaczenie indywidualnego podejścia do kleryka w całej jego formacji kapłańskiej; formację wydłużoną, niepośpieszną, spokojną, głęboką. Jest więc wyraźny nacisk na jakość, przed ilością”.

Po raz kolejny zajrzałem więc do „wersji watykańskiej” wspomnianego dokumentu, gdzie mogę wyczytać: „Formacja kapłańska jest drogą przemiany, która odnawia serce i umysł (…), by uczynić przyszłego prezbitera człowiekiem rozeznania, zdolnym interpretować rzeczywistość ludzkiego życia w świetle Ducha i w ten sposób wybierać, decydować i działać według woli Bożej” (p. 43). Oznacza to, że kapłan nie może już być tylko mechanicznym narzędziem w Bożych rękach, ale musi stać się narzędziem żywym, czyli „upodobnionym do Chrystusa” (p. 35) i działającym „w duchu Ewangelii” (p. 42).

Do tej pory w duszpasterstwie parafialnym ścierały się ze sobą jakby dwie tendencje. Jedna polegała na mnożeniu akcji duszpasterskich, czyli na tym, by ciągle coś się w parafii działo, a najlepiej w ogóle nie zamykały drzwi. Przeciwnicy tej koncepcji z kolei, dostrzegając w niej zewnętrzność oraz ilościowość, ograniczali swoją działalność do sprawnego udzielania sakramentów, by tym samym nie zabierać nadmiernie czasu swoim parafianom. Kapłan mógł w obydwu tych przypadkach stać się łatwo jedynie mechanicznym narzędziem podejmowanych działań, a efekty obydwu koncepcji, zarówno tego maksymalizmu, jak i minimalizmu, niemal identyczne – religijność rytuału, czyli jakby zabobonna, bezmyślna, nieżyciowa. Bp Galbas komentuje: „Epidemia ujawniła bolesną prawdę o stanie naszego duszpasterstwa. Niektórzy mówią, że przyspieszyła laicyzację Kościoła o dziesięć lat. Była religijność, ale nie było wiary. Wiara potrzebuje Słowa i sakramentów, religijność tylko rytuału”.

Dzisiejsze dokumenty Kościoła poświęcone formacji kapłańskiej podkreślają, że kapłan musi być nade wszystko „duchowym przewodnikiem” dla swoich parafian, kimś, kto naprawdę znajduje się między Bogiem i Jego ludem (łacińskie słowo kapłan to pontifex, czyli budowniczy mostów). Komuś takiemu nie może brakować duchowej charyzmy, tego urzekającego błysku iskry Bożej. A jeśli tak się rzeczy mają, to znaczy, że powinien pozostawać on i w głębokiej zażyłości ze słowem Bożym, i jednocześnie być zasłuchany w problemy powierzonych mu wiernych. Bez tej zażyłości ze słowem Bożym stanie się on praktycznie „niewierzącym”, a bez tej więzi z parafianami „odleci” on od rzeczywistości. To dlatego właśnie mamy dzisiaj kryzys w Kościele, bo duszpasterze naiwnie szukają dla swoich wiernych czegoś atrakcyjniejszego od rzekomo nieżyciowej Ewangelii. A wtedy zaczyna się tak naprawdę antyewangelizacja, duchowa pustynia, powolne zlaicyzowanie, czyli upodabnianie do świata, a nie do Boga, potężny kryzys, rugowanie Kościoła. „Nie dajmy się okraść z Ewangelii!” – woła papież Franciszek w swojej programowej adhortacji „Evangelii gaudium” (p. 97). Każda akcja duszpasterska musi być nastawiona na konkretnego adresata, ze znajomością jego codziennych problemów, i musi jednocześnie obfitować nie tylko w sakramentalną moc Bożą, ale także w mądrość słowa Bożego, czyli światło z góry. Wtedy kapłan będzie naprawdę duchowym przewodnikiem dla swoich parafian i w ten sposób pozostanie faktycznie niezastąpiony w ich drodze przez ziemię. A taki żywy Kościół zachowa swoją oryginalność i niezbędność. Szczęść Boże.

Komentarze

  1. Panie Marianie za daleko to zaszło, tylko interwencja z Góry załatwi temat.Prawdziwi Kapłani dostają zakaz głoszenia, a w parafii piłkarzyki, wycieczki rowerowe,koncerty,grille,gitary, wymuszanie Komunii Św na stojąco i do ręki o zgrozo!, listy duszpasterskie zamiast kazania, odezwy, ulotki wyborcze w gazetce parafialnej, ucieczki wikariuszy do innych parafii, domy kultury a nie modlitwy i CO ? i NIC !
    Sprawiedliwość Boża nadejdzie......Amen

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy głos w sprawie, jestem ciekaw, jakie Autor widzi rozwiązania dla obecnej sytuacji w Kościele, też lokalnym. Pozdrawiam, Ł. Mam jednak nadzieję, że Autor ma świadomość, że aktualny czas to równia pochyła i zawrócić właściwie nie ma szans? To już się dzieje, a właściwie stało.

    OdpowiedzUsuń
  3. Chrześcijanie kulturowi to inaczej tradycyjni. To ci, którzy w miarę regularnie przychodzili co niedziela do kościoła, ale nie z motywów wiary, tylko z przyzwyczajenia. Bo tak robili ich przodkowie. To oni mają już nie powróćić po epidemii. Wina jest duża po stronie duszpasterzy, którzy mając ich w kościele, nie potrafili przez lata ukazać im wiary jako istoty życia. Karmili ich religijnością infantylną, np. pokrzykiwaniem o moralności czy polityce. Cieszyli się, że mają większą tacę, a nie dostrzegali, że nie są dla tych chrześcijan kulturowych już duchowymi przewodnikami. Nie dawali im słowa Bożego i mocy sakramentu, lecz przedkładali niezrozumiały rytuał i nieżyciowe kazania. Itd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to wszystko w tej sprawie. Nic dodać nic ująć.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty - wszystkie okresy

Łomża pożegnała ks. biskupa Stanisława Stefanka…

Bal charytatywny z przykrą „atrakcją”…

Nie oszukujmy się i powiedzmy wprost, wakat na tym stanowisku może przynieść tylko pozorne oszczędności…

Apel do prezydenta Mariusza Chrzanowskiego i samorządu…

Słowa bp Stepnowskiego wybrzmiały, jakby obce mu były wskazania Kodeksu Prawa Kanonicznego oraz Soboru Watykańskiego II…