Wincenty WITOS – chłop na królewskim tronie

Z tym tronem w tytule jest przesada – prowokująca, lecz w latach trzydziestych minionego stulecia określenia tego używali zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy Wincentego Witosa.

Tego chłopa, którego dziadek i ojciec rąbali lasy księciu Sanguszki, tytułowano wójtem, posłem, prezesem i premierem. Później obwołano go wodzem. Najpierw mianowano prezesem PSL „Piast”, określając, że jest sternikiem potężnego okrętu, jakim była ta partia i ster dzierży w silnych rękach. Ówczesna prasa pisała: Zdolności Witosa, jego rozum i uczciwość, a także czysto chłopskie pochodzenie, prosto od zagonu, wściekłością napawa różnych inteligentów i ambicjonerów, którzy czują, że w rywalizacji z nim nie mają szans, zbledną, nie zdzierżą, nie dotrzymają kroku. W Warszawie organa prasowe, zdominowane przez dziennikarzy o postępowych poglądach, dodawały: Wodza mamy, a tym wodzem jest Witos, wodzem z krwi i kości, chłopem od pługa, obdarzonym przez Boga nadzwyczajnymi zdolnościami, mądrością i inteligencją. Kilka lat później Wincenty Witos był już wodzem, jak i symbolem polskiej wsi, symbolem chłopskiej krzywdy i biedy. Często odwiedzał wsie, nawet te najbardziej zapadłe – wszędzie witały go triumfalne bramy i tłumy ludzi, zgromadzenia przybierały formę festynu, odpustu i mityngu.

Sam premier Witos pisał o sobie: Dla jednych byłem chłopem-arystokratą, dla innych zwyczajnym sanguszowski drwalem. Jedni chcieli widzieć we mnie rozbójnika, pragnącego pożreć szlachtę, drudzy ogłaszali zdrajcą chłopów, księżym parobkiem i pańskim lokajem.

Barwną postać Witosa przedstawiano wielostronnie – jedni przypisywali mu ogromne zdolności, wyrobienie polityczne i nieprzeciętny umysł, inni prezentowali prezesa jako zwyczajnego tumana, który czasami zdobywa się na lisią przebiegłość i perfidię.

Wincenty Witos urodził się 147 lat temu, w styczniu 1874 roku, w przysiółku noszącym nazwę Dwudniaki we wsi Wierzchosłowice. Edukację zakończył, z barku środków, na czterech klasach. Wszakże żądny był wiedzy i cały wolny czas poświęcał lekturze, która stanowiła niemal pełny kanon klasyki polskiej i obcej. Ponoć sam książę Sanguszko zauważył tego chłopaka o niezwykłej inteligencji, ambitnego i żądnego wiedzy, i udostępniać kazał biblioteczne swoje zasoby temu niezwykłemu parobkowi.

Karierę polityczną rozpoczął od stanowiska wójta w Wierzchosławicach w roku 1905, lecz już pięć lat wcześniej wstąpił do Stowarzyszenia Ludowego, gdzie wkrótce powierzono mu funkcję członka Rady Naczelnej. W 1908 roku uzyskał mandat do Sejmu Krajowego Galickiego, w trzy lata później wybrany został do parlamentu austriackiego. Gdy doszło do rozłamu w PSL, stanął po stronie „Piasta” i stał się wkrótce jego liderem. Przewodnim hasłem jego działalności było skupienie wysiłku na problemie odbudowy niepodległej Polski, ojczyzny równych praw dla wszystkich jej obywateli. Historia sprawiła, że przyszło mu odegrać w tym dziele wielką rolę, chociaż marzenia o równych prawach Polaków za czasów jego aktywnej politycznej działalności nie zostały zmaterializowane.

W tryby historii wpadł Witos podczas I wojny światowej. Działał w Kole Polskim, współpracował z Naczelnym Komitetem Narodowym, poparł ideę tworzenia Legionów. Stanął na czele Polskiej Komisji Likwidacyjnej w Krakowie, gdy celem było przejęcie władzy nad Galicją. Wybrany do Sejmu Ustawodawczego, z krótkimi przerwami, pełnił tam funkcję przez 15 lat. Najbardziej znamiennym jest fakt, iż gdy młodej niepodległej II Rzeczypospolitej zaczęło grozić śmiertelne niebezpieczeństwo ze strony podążających na Warszawę bolszewickich armii, Witos został premierem „rządu obrony narodowej”. To właśnie na ręce chłopa-premiera w obliczu tak wielkiego zagrożenia dymisję złożył Józef Piłsudski, która to dymisja nie została przyjęta. Decyzja okazała się trafna, gdyż „bitwa warszawska” zmieniła sytuację polityczno-militarną w odniesieniu do sąsiadów wschodnich zdecydowanie na naszą korzyść.

Premier Witos opowiadał się za szybkim zakończeniem sprawy z bolszewikami, zawarciem pokoju i uporządkowaniem granic wschodnich na zasadzie trwałego i sprawiedliwego pokoju. Zabłysnął przy tym jako szef gabinetu, jako doskonały organizator, pełen inicjatyw polityk i sprawny administrator. Dwukrotnie jeszcze stawał na czele rządu – w roku 1923 oraz 1926. Dokonany przez Piłsudskiego zamach majowy pozbawił Witosa stanowiska. Marszałek okazał się bardziej bezwzględny niż jego poprzedni polityczni przeciwnicy. Witos wraz z innymi opozycyjnymi wobec koncepcji Piłsudskiego politykami wylądował w twierdzy brzeskiej jako więzień, podlegający specjalnemu nadzorowi. Po tzw. „wyroku brzeskim” w 1933 roku wyemigrował do Czechosłowacji, gdzie stworzył swoisty polityczny ośrodek dyspozycyjny. Mimo oddalenia od kraju, był politycznym przywódcą wielkiego strajku chłopskiego w 1937 roku, kiedy to przeciw chłopom użyto karabinów maszynowych.

Do kraju Wincenty Witos powrócił na początku 1939 roku, stanął na czele Stronnictwa Ludowego, całą uwagę poświęcał przygotowaniu państwa do obrony przed hitlerowskimi Niemcami. W czasie wojny dwukrotnie aresztowany przez gestapo, nakłaniany do współpracy – bezskutecznie. Był coraz bardziej chory. Pod koniec wojny próbowano przerzucić go do Londynu, celem wzmocnienia skłóconych liderów tamtejszego polskiego rządu, bowiem zaczynano już grać polską kartą wśród wielkich tamtego świata. Wszak do tego nie doszło. Witos powrócił do Wierzchosłowic i tam zastał telegram, w którym proponowano mu stanowisko pierwszego zastępcy prezydenta. Rozmowy na ten temat prowadziło z Witosem wielu ówczesnych polityków, odpowiedź prezesa była jednak zdecydowanie negatywna.

Wincenty Witos zmarł 31 października 1945 roku. Dzień jego zgonu stał się dniem narodzin legendy o wielkim zasięgu. Trumnę udekorowano Krzyżem Grunwaldu. W czasie pogrzebu padły zdania: Stoimy nad trumną jednego z największych mężów stanu. Są ludzie, których nazwiska są własnością całego narodu. Do takich należał Wincenty Witos.

Kim więc był Witos? Chłopem o nieprzeciętnym talencie politycznym, wytrwałym samoukiem, człowiekiem myślącym, o szerokim spojrzeniu i zdolności przewidywania. Widział w chłopach i rozwijającej się klasie robotniczej ogromną siłę, która w dużej mierze decydować będzie o losach państwa, Europy i świata. Nie nosił krawata, zawsze miał na sobie śnieżnobiała rozpiętą koszulę i ciemne spodnie wepchnięte w wysokie zadbane buty. Pisano, że pod jego ciężkimi krokami skrzypi podłoga. Pozdrawiam Czytelników.

Komentarze

  1. może będzie kolejny wniosek ze starostwa. teraz ze skargą, że blog popiera psl :-))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ulubieniec "wydawnictwa" Pan Frankowski jest członkiem PSL

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. tak jak Szabłowski jest kosmonautą :-)))

      Usuń
    2. Czytam blog uważnie. Jeżeli już to ulubieńcem jest pan Szabłowski. Jak się prezentuje, tak go opisują.

      Usuń
    3. Tylko patrzeć, jak gwiazdą mediów zostanie radna Dziekońska. Wstępniaki już były.

      Usuń
    4. dokładnie; od kiedy została wicestarostą, pracownicy starostwa codziennie z radością idą do pracy; są wdzięczni staroście i radnym, że mają tak miłą i wyrozumiałą przełożoną;

      Usuń
    5. Zazdroszczę im takiego szefa.

      Usuń
  3. Pełna zgoda. Pani Dziekońska doradzi, zrozumie, pomoże, jest wyrozumiała. Nawet współczuć pracownikowi potrafi. Pracownicy tryskają radością na sam jej widok. Tak wspaniali i mili ludzie są tylko z PiS.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli z Pis są tacy nie przyjemni to dlaczego przygarnia ich Chrzanowski. Takim flagowym przykładem jest na przykład Benia Krynicka.

      Usuń
  4. macie niesamowite poczucie czarnego humoru :-((

    OdpowiedzUsuń
  5. co prawda to prawda - koń by się uśmiał !!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty - wszystkie okresy

Łomża pożegnała ks. biskupa Stanisława Stefanka…

Bal charytatywny z przykrą „atrakcją”…

Nie oszukujmy się i powiedzmy wprost, wakat na tym stanowisku może przynieść tylko pozorne oszczędności…

Apel do prezydenta Mariusza Chrzanowskiego i samorządu…

Słowa bp Stepnowskiego wybrzmiały, jakby obce mu były wskazania Kodeksu Prawa Kanonicznego oraz Soboru Watykańskiego II…