Chyba jednak duszpastersko niewykorzystana sposobność…

Powoli kończy się Wielki Post. Podobny do ubiegłorocznego. Ale i jednocześnie inny. Może z wirusem już się trochę oswoiliśmy (wszak to trzecia fala), chociaż on akurat teraz działa najbardziej intensywnie. Naszą odwagę wzmacnia, oczywiście, niedawno wynaleziona szczepionka…

W ubiegłym roku Środa Popielcowa przypadała 26 lutego, a pierwsze ograniczenia liczby osób w kościołach pojawiły się dopiero w połowie marca (najpierw do 50 wiernych, potem do 5). Wielkanoc to już był czas niemal pustych kościołów. Badania socjologiczne pokazują, że w niedziele ubiegłorocznego marca oglądalność Mszy Świętej w TVP wzrosła czterokrotnie. Również duchowni posługujący w parafiach na tyle wykazali się refleksem, że zdołali uruchomić duszpasterstwo online przynajmniej w tej właśnie formie podstawowej, to znaczy zapewniając swoim parafianom transmisje Mszy Świętych z własnej świątyni.

Wydaje się, że w tym roku można już było znacznie więcej rzeczy przewidzieć i im duszpastersko sprostać, począwszy od Popielca w dniu 17 lutego. Ograniczenia liczby wiernych obowiązują trochę według innych zasad – dotąd jedna osoba na 15 metrów kwadratowych, a od soboty 27 marca – jedna osoba na 20 metrów kwadratowych. Co to oznacza dokładniej? Po pierwsze, odpowiedzialne zapewnienie bezpieczeństwa w harmonii z władzami państwowymi, o ile, rzecz jasna, duszpasterz umożliwi i skontroluje respektowanie obostrzeń (także dystans między uczestnikami liturgii, a nie tylko liczbę). Po drugie, celebrans nie musi sam sobie odpowiadać w liturgii, ma bowiem przed sobą reprezentację parafian. Po trzecie, na Msze Święte przychodzą raczej najpobożniejsi (elita), których Kościół i tak by nie stracił wskutek pandemii (co więc będzie z tymi pozostałymi parafianami po pandemii?). I po czwarte, parafie otrzymują trochę grosza na tacę, by mogły funkcjonować.

Każdy proboszcz był i jest w stanie obliczyć, ile mu wolno wpuścić parafian do świątyni, a zatem powinien rozważyć, czy nie zwiększyć po prostu liczby nabożeństw i nie wykorzystać na ogół sporych przestrzeni wokół świątyni (przy dobrej pogodzie i sprawnym nagłośnieniu). Jednakże organizacja wciąż jeszcze tu i ówdzie szwankowała; czasami, niestety, nie zwracano uwagi na te obostrzenia i nie szukano żadnych alternatywnych rozwiązań duszpasterskich. Tylko więc ci duchowni, którzy doceniają wartość mediów społecznościowych, choćby strony WWW, Facebooka czy Twittera, potrafią racjonalnie i optymalnie zarządzać sytuacją kryzysową, tak by nie trzeba było ani nikomu przed nosem zamykać niegrzecznie drzwi, ani też nie doświadczać samemu ogłuszającej pustki podczas celebracji.

Dwa kluczowe nabożeństwa wielkopostne to, oczywiście, Droga Krzyżowa i Gorzkie Żale. To pierwsze pozostaje wciąż atrakcyjne, choćby w formie ulicznej czy ekstremalnej. Koronawirus niejako zasugerował możliwość i konieczność kilku Dróg Krzyżowych w każdy piątek w danej parafii, o różnych godzinach, dla konkretnych grup. Równie pożyteczne mogły okazać się wersje online tego nabożeństwa, ale właśnie z mojej parafii, nie jakieś uniwersalne, odprawiane potem w całych rodzinach. Wydaje się jednak, że większość księży poszła na łatwiznę, robili po prostu niejako z automatu to samo, co w latach przed Covidem-19, mając tylko podczas nabożeństwa znacznie niższą frekwencję, a i usprawiedliwiając się, że to przecież nie ich wina... O Gorzkich Żalach fachowcy już piszą, że zanikną za jakieś dziesięć lat. Czyżby? A zatem trzeba jak najszybciej odnowić melodię, może także i częściowo słowa, a niewykluczone, że przydałoby się już wymyślić po prostu coś zupełnie nowego, sytuacyjnie dopasowanego do wrażliwości wiernych trzeciej dekady XXI wieku.

Sercem Wielkiego Postu są od lat rekolekcje, trwające na ogól trzy lub cztery dni, a uczestniczy w nich mniej więcej 20 proc. parafian. To one, niestety, sprawiały, że ponad czterdziestodniowy okres przygotowania do Wielkanocy skracał się właśnie do takiego minimum. Tradycyjnie podczas rekolekcji zaproszony kaznodzieja głosi płomienne mowy oderwane niejednokrotnie od czytań mszalnych (co jest zabronione przez Episkopat!), a wierni w tym czasie stoją w kolejkach do konfesjonałów. Spowiednicy, spiesząc się na katechezę lub do innych zajęć, potrafią się nieraz tak zmobilizować (będzie teraz żart z siwą brodą, ale i z klarownym przesłaniem!), iż szczęśliwi penitenci niemal zderzają się głowami przy całowaniu stuły. A przecież to powinny być z założenia spowiedzi dogłębne… I właśnie koronawirus, wbrew pozorom, dawał szansę na spowiedź poważną, która mogła zostać racjonalnie rozłożona na cały Wielki Post, wręcz każdego dnia o wyznaczonych porach, nie tylko tuż przed czy podczas Eucharystii, ale raczej zupełnie poza nią, na spokojnie, z łatwą możliwością dezynfekcji folii na kratkach konfesjonału. Również wielkopostne nauki mogły odbywać się niejako przez cały okres Wielkiego Postu (online i realnie, w dni powszednie), by Słowo Boże rozświetlało poszczególnym grupom wiernych przygotowanie do Wielkanocy. Przy oczywistej redukcji posługi sakramentalnej to mógł być naprawdę bardziej intensywny czas na ewangelizację poprzez media, okazja do wejścia duszpasterza w osobisty kontakt ze swoimi wiernymi świeckimi, szansa na kierownictwo duchowe. 

 Obostrzenia epidemiczne zatem jakby wręcz naturalnie wymuszają na księżach większą kreatywność duszpasterską i sprawniejszą logistykę działań. Wtedy naprawdę nie wszystko uległoby takiemu spowolnieniu, zredukowaniu czy stagnacji. Szczęść Boże.

Komentarze

  1. dzień dobry, no to po kolei :) padło pytanie: "co to oznacza dokładniej?" pozwolę sobie wiejść w polemikę z Autorem. Ad.1. Po pierwsze - odpowiedzialne zapewnienie bezpieczeństwa należało pilnować przez cały czas, aż do obecnych obostrzeń, tymczasem poluzwaliśmy pasa, nie tylko w kościołach, ale i biedronkach, lidlach, ikeach, i innych yjskach, itd. mało kto sbał o reżim sanitarny, kościoły bywały przeładowane, więc nowe obostrzenia to nic nowego, podobnie z dystansem: ludź na ludziu. Po drugie, celebrans nie musi sam sobie odpowiadać w liturgii, ma bowiem przed sobą reprezentację parafian - ale jak ją zrekrutować? wyganiać tych, co przyszli w nadmiarze? . Po trzecie, na Msze Święte przychodzą raczej najpobożniejsi (elita), których Kościół i tak by nie stracił wskutek pandemii (co więc będzie z tymi pozostałymi parafianami po pandemii?) - no tutaj to nie był bym pewien, chyba wniosek nietrafiony - w tygodniu być może tak, ale w niedzielę jednak część spoza "elity" codziennej przychodzi, nie pisząc już o czasie świąt rocznych, dlatego sądzę, że kazdy kieruje się swoimi zasadami, jeden przyjdzie, drugi pouczestniczy przed TV, czwarty przyjdzie na samą komunię św. itd. . I po czwarte, parafie otrzymują trochę grosza na tacę, by mogły funkcjonować - kazda parafia wymaga od proboszcza minimalnej przedsiębiorczości, trudno "jechać na zero", jak kapłan brewiarz odmawia, to trafia co jakiś czas na lekcje dotyczące sytuacji w Egipcie ze ST - o 7 latach obfitych i 7 chudych ? Trzeba oszczędzać, każdy powinien uczyć się oszczędzania. Parafianie są hojni, owszem - rozumieją sytuację, ale inwestować też trzeba umieć, a często w parafiach bywa z tym różnie.

    Odnośnie Gorzkich Żali - trafna uwaga. Sądzę jednak, że potrzeba jednak do Nich swoistej dojrzałości osobistej, która najczęściej przychodzi z wiekiem. Młodego pokolenia raczej to nie interesuje. Co innego seniorów.

    Na szczęście z rekolekcjami raczej parafie zdążyły, wiec i pożytek duchowy i grosz na kaznodziejów zebrany, którym często on się przyda. Nie jest źle :)

    Co do spowiedzi Wielkopostnej, czy podczas rekolekcji proszę się nie martwić, coraz więcej parafii uruchamia całodobową adorację Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie - wówczas istnieje możliwość dogłębnej spowiedzi. Także model płomiennych mów rekolekcyjnych w czasie ogólnej beznadzieji, nie zagwarantuje kolejek do konfesjonałów. nawet najlepszy kaznodzieja nie ruszy sumień, jeśli na co dzień nie będą one formowane w domach rodzinnych, sory, ale taki mamy klimat.

    ostatnia kwestia - zgadzam się, że w parafiach trzeba teraz bardziej skupić się na "być" dla jednostek, niestety pokutuje brak zrozumienia pojęcia "służba" , albo nietrafne zdefiniowanie jej przez 6 lat seminarium. Zamknięte kancelarie oraz wikariaty - to jest duży problem. Praca 1:1 to jest kierunek obawiam się. Już nie ma mas, zaczynają liczyć się jednostki.

    także tak to wygląda z mojej perspektywy. Sory za błędy, pisałem z telefonu.

    pozdrawiam Autora, dobrze że mu się chce . Ł.

    OdpowiedzUsuń
  2. Od soboty w Polsce obowiązują bardziej zaostrzone limity dotyczące liczby wiernych w kościołach. Prosty sposób na uporanie się z problemem znalazła bazylika św. Jana w Oleśnicy. Parafianie przed wejściem będą otrzymywać bilety. Gdy się skończą, będzie to oznaka, że limit wiernych został wyczerpany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od zarządzania limitami są media parafialne. Bez nich pozostaje tylko gra w ciucubabkę.

      Usuń
  3. W parafii krzyża nigdy nie były stosowane żadne obostrzenia. Nawet w tamtym roku kiedy w kościele mogło być tylko 5 wiernych w ww. Parafii było pełno ludzi. Najśmieszniejsze było robienie z ludzi idiotow na mszy dostępnej w Internecie. Podczas transmisji cały czas pokazywano tylko ołtarz. Nigdy nie było ujęcia na pozostala część kościoła. Cała mistyfikacja traciła sens kiedy to kilku księży wychodziło na Kościół rozdawać komunię. Przypominam, że w kościele niby było 5 wiernych. Podobnie było z wydawaniem komunii. Księża okazywali zakłopotanie lub tak jak proboszcz wręcz wrogość do osób przyjmujących komunię na dłoń. Później wydzielono specjalne miejsce do wydawania komunii na dłoń, w którym wydawano komunię i na dłoń i do buzi. Nie wiem naprawdę skąd bierze się ta lekkomyslnosc, głupota czy też skretynienie, ale do puki to nie minie o reformie kościoła możemy zapomnieć.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tutaj muszę pochwalić działania Proboszcza Andrzeja z górki Zawadzkiej mimo naszych różnic. To chyba jeden z niewielu księży, który tak podszedł do swoich parafian. Proboszcz na łomżycy to wręcz wyganiał z tak dużego kościoła jak było 2 osoby ponad możliwości 5.
    To wydawanie komunii na ręce to przesada. To są sakramenty święte więc jeżeli ludzie doszukują się tam bakterii to lepiej niech nie biorą komunii bo widać, że są grzeszni

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komunię do ręki kazał wydawać Papież Franciszek. Ja wiem, że polscy hierarchowie nie stosują się do jego poleceń, a niektórzy nawet modlą się za jego śmieć, ale żeby widzieć zagrożenie z wydawania komunii do buzi wystarczy mieć chociaż ćwierć rozumu.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty - wszystkie okresy

Łomża pożegnała ks. biskupa Stanisława Stefanka…

Bal charytatywny z przykrą „atrakcją”…

Nie oszukujmy się i powiedzmy wprost, wakat na tym stanowisku może przynieść tylko pozorne oszczędności…

Apel do prezydenta Mariusza Chrzanowskiego i samorządu…

Słowa bp Stepnowskiego wybrzmiały, jakby obce mu były wskazania Kodeksu Prawa Kanonicznego oraz Soboru Watykańskiego II…