Jak za czasów ładnie brzmiącej ekonomii socjalistycznej…


Problem robót dodatkowych w zamówieniach publicznych na roboty budowlane jest szeroko dyskutowany, omawiany i interpretowany od wielu lat, głównie ze względu na dwie istotne kwestie wynikające z przepisów ustaw a dotyczących ich zlecania i rozliczania. Zamówienie na roboty dodatkowe stanowi odrębny przedmiot zamówienia, udzielany w nowym postępowaniu prowadzonym w trybie zamówienia z wolnej ręki. Ich udzielenie następuje w wyniku zawarcia umowy w sprawie zamówienia publicznego. W jej treści strony regulują również kwestie wynagrodzenia wykonawcy z tytułu wykonania robót dodatkowych. Mimo pewnych nowelizacji, wciąż są to przepisy bardzo elastyczne.

Nierzadko zdarza się, że brak należytej kontroli 
egzekwowania procedur stwarza z urzędników i włodarzy - pozbawionych troski o publiczne pieniądze - rzeczników wykonawców. Praktycznie żadna inwestycja nie obywa się bez robót dodatkowych, opiewających czasami na znaczne kwoty w stosunku do pierwotnie zaplanowanej na jej wykonanie. Odbywa się to tylko pozornie w majestacie prawa, i tylko dlatego, że kontrole prowadzone są sporadycznie, w większości wyrywkowo. Pozwala to hasać i sypać dowolnie pieniędzmi, zawsze we wcześniej obranych kierunkach i pod konkretne adresy. O co konkretnie w tym wszystkim chodzi?

Jak wspomniałem wyżej, nie ma praktycznie inwestycji, 
która podczas realizacji nie ma poważnych robót dodatkowych. W skali kraju, w kilkuletnim przedziale czasowym, kwoty za nie płacone z pieniędzy publicznych przekładają się na gigantyczne sumy, idące w dziesiątki milionów złotych. Na ile są one potrzebne, a na ile niepotrzebne decydują włodarze. Przy ich kwalifikowaniu nie ma większego ryzyka, kiedy ma się świadomość, że ryzyko wykrycia nieprawidłowości jest w takim samym stosunku, jak szansa głównej wygranej w totolotka. Ryzyko tym mniejsze, że cała operacja dzieje się w kręgu wtajemniczonych osób, a zakres robót dodatkowych określany na zasadzie zamówienia z wolnej ręki. Żeby zmniejszyć ryzyko do całkowitego minimum, wybiera się wbrew obowiązującemu prawu „jedynie słusznego” inspektora nadzoru. I pozamiatane.

Kto trochę otarł się o budownictwo 
i inwestycje doskonale zdaje sobie sprawę, że hasło „roboty dodatkowe” to sprawdzony klucz - wytrych i woda na młyn dla krętaczy i kombinatorów. Minimalne ryzyko pozwala naciągać kosztorysy i wyrywać dodatkowe (bardzo często nienależne, a i nie zawsze tym co trzeba) pieniądze z publicznej kasy. Okazuje się bowiem, że pomimo rzekomo czytelnych, transparentnych, na użytek publiczny więc uczciwych (przynajmniej tak myślał ustawodawca) przetargów oraz ogólnie dostępnych Biuletynów Informacji Publicznych (w skrócie BIP) oraz wielu innych instrumentów antykorupcyjnych – hasło „roboty dodatkowe” robi równie przewrotną karierę, jak za czasów ładnie brzmiącej ekonomii socjalistycznej.

Początkiem tej „dochodowej drogi” 
jest przetarg. Tej części pilnuje się niezwykle dokładnie, aby przebiegała zgodnie z prawem. Wszystko musi być dopięte na „ostatni guzik”, aby nikt nie podważył procedury jego przebiegu. Wykonawcy, żeby wygrać przetarg przedstawiają zaniżone oferty, czasami do tak niskiego pułapu, że obserwatorom stojącym zupełnie z boku aż włos staje dęba. Cenowa jazda w dół zdumiewa, ale to cena decyduje o wyborze wykonawcy jako jedyne kryterium. Wykonawca wybrany, robota rusza. W tym samym czasie rozpoczyna się opracowywanie zakresu „robót dodatkowych”. Później wystarczy „nakłonić” inwestora, który po „głębszym namyśle” i z „oporami” godzi się za te roboty zapłacić.

Prawda, że nieskomplikowane? 
Bardzo proste, kiedy całością zajmuje się odpowiedni zespół ludzi. Na zasadzie tej prostej „procedury” interes się kręci, jak tralala. Tak od przetargu, do przetargu. Mieszkańcy się cieszą, bo robota wre. Koszt dla nich najmniej istotny, ważne by droga, kibel i jakieś tam mniejsze i większe duperele zadowoliły ich oczy. Włodarze mają sukces, mieszkańcy coś i na dokładkę radość.

Za każdym następnym razem 
pospólstwu tłumaczy się, że przetargi wciąż wygrywa wąska grupa wykonawców, a to dlatego, iż są dobrzy i stając do przetargu składają atrakcyjne cenowo oferty. Co najciekawsze, bolesne i szkodliwe, że żadne instytucje kontrolne (wewnętrzne i zewnętrzne) nie zadają sobie trudu, aby przyjrzeć się temu niezbyt zakamuflowanemu sposobowi pompowania pieniędzy w określone kieszenie. Nikt nie stara się obnażyć mechanizmów działania tej powszechnej korupcyjnej machiny, która w bezczelny sposób dokonuje drenażu publicznych finansów. Należy oczywiście dodać, że trzeba być do bólu naiwnym, by sądzić, że cały ten proceder może spokojnie funkcjonować bez współdziałania wykonawcy z inwestorem.

Nie bójmy się prawdy,
każdy średnio inteligentny człowiek wie, że uczciwy inwestor, którego na pierwszym planie powinna być troska o finanse publiczne (czyt.: mieszkańców) nie będzie pompował dodatkowych pieniędzy wykonawcy ponad kwotę ustaloną w umowie. Jako strażnik finansów publicznych powinien przyjąć, że wygrywający przetarg musiał mieć pełną fachową, merytoryczną oraz ekonomiczną wiedzę na temat prac, których stając do przetargu podejmuje się wykonać. Nie powinno być żadnego uzasadnienia i przyzwolenia, aby na zasadzie kosztownych „prac dodatkowych” premiować dodatkowymi pieniędzmi wykonawców. Chyba że… Pozdrawiam Czytelników.
/oprac. m.in. wg bzg.pl/

Komentarze

  1. O kim pan pisze i dlaczego? skąd taka wiedza? Kogo to dotyczy... ? . Głośniej proszę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czy to o gminie Łomża?
    Przydałoby się tam dużo robót dodatkowych. Oj przydałoby się.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kij w mrowisko. Żadnych konkretów, tylko opisane jakieś sytuację za PRLu. Ale kto mądry, to wie dzięki komu takie tematy teraz będą krążyć. Wielkie dzięki chłopaki za ten smród bezpodstawny. Jeden jest mądry, a drugi mądrzejszy. Mądrzejszy wpada na pomysły, a mądry idzie pod rękę. Tylko zastanówcie się o kim pisać będą, nawet jeżeli to jest, A JEST !!!! bezpodstawne.

    OdpowiedzUsuń
  4. Do niedawna przeszkadzał jednemu Panu szalet w parku JPII, no ale kampania Pis byla oparta na tematach tego pokroju, potem juz nie przeszkadzalo nic...Radni Pis cieszyli sie z otwarcia parku JPII pomimo że nie wszyscy byli za tym żeby powstał.
    Także zmiany, zmiany, zmiany poglądów, zmiany barw, zmiany myślenia- wszystko jest dla ludzi. "Kto bogatemu zabroni ?"

    OdpowiedzUsuń
  5. A jak i ma być git

    OdpowiedzUsuń
  6. Marian rozkręca nową aferę. Czyżby miał się zabrać za przetargi miejskie? Trzymajmy kciuki.

    OdpowiedzUsuń
  7. Racja był temat kibla 1,8x3,1m który stoi na Placu Niepodległości między drzewami. To dość droga inwestycja za 350000zł ciekawe kto podjął wówczas decyzję? Czy ten sam co kupił dawny hotel robotniczy na Wesołej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. od czosnka won..to dobry człowiek

      Usuń
    2. Gdyby był dobrym człowiekiem inaczej zachowywałby się wobec współpracowników

      Usuń
  8. na pewno o czosnek lepszy fachowiec niż student Dryglas dawny wielbiciel wiosny a teraz chodzący w żółtej masce ....sezon truskawkowy niedługo się zaczyna to wspieramy lokalny biznes

    OdpowiedzUsuń
  9. Ludzie ogarnijcie się. Przecież autor ogólnie opisał zjawisko, a Wy jakieś insynuacje robicie. Bez sensu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Może autor by sobie doczytał ustawę. Już od dawna kryterium ceny nie jest jedynym kryterium przy wyborze oferty na roboty budowlane. Niefachowy i tendencyjny artykuł, "średnio inteligentny" i adresowany chyba faktycznie tylko do "średnio inteligentnych"...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty - wszystkie okresy

Łomża pożegnała ks. biskupa Stanisława Stefanka…

Bal charytatywny z przykrą „atrakcją”…

Nie oszukujmy się i powiedzmy wprost, wakat na tym stanowisku może przynieść tylko pozorne oszczędności…

Apel do prezydenta Mariusza Chrzanowskiego i samorządu…

Słowa bp Stepnowskiego wybrzmiały, jakby obce mu były wskazania Kodeksu Prawa Kanonicznego oraz Soboru Watykańskiego II…