Kościół w wersji nice, czyli milutki…

Michael Voris to sześćdziesięcioletni dziennikarz amerykański, niegdyś telewizyjny reporter i prezenter (CBS News), a teraz, po radykalnym powrocie do wiary katolickiej w 2004 roku, prezes własnego portalu „Kościół walczący” (ChurchMilitant.com/St. Michael`s Media). Jest konserwatystą, aczkolwiek chyba nieco fanatycznym. A to nie jest dobre…

Pamiętałem o tym fanatyzmie, gdy ze zwykłej ciekawości sięgałem po wydaną w Polsce teraz jego książkę z 2015 roku pt. „Kościół walczący: jak wskrzesić autentyczny katolicyzm” (Kraków 2021, ss. 352). Chodzi w niej ogólnie o to, by Kościół stał się na nowo zdolny do rzucenia światu duchowego wyzwania (s. 25). Voris, jak przystało na fanatyka, narzeka prawie na wszystko, co od lat dzieje się z Kościołem, pozostającym ogólnie „w stanie chaosu” (s. 27). Np. amerykańskich biskupów umieszcza w czterech kategoriach i wszystkie są negatywne: 1) kłamliwi i zdradzieccy; 2) niekompetentni i słabi; 3) niedouczeni i nieinteligentni oraz 4) ambitni i nieszkodliwi (s. 142-188). Czyli co, naprawdę nie ma tam świętych i mądrych pasterzy, nawet choćby jednego?

Ale zaciekawiło mnie w tej książce coś diametralnie innego, a mianowicie koncepcja „Church of Nice”, czyli „Kościoła milutkiego”. Voris uważa, że powodem dzisiejszego kryzysowego stanu Kościoła jest „ustępowanie panującej postawie kulturowej” (s. 208), to znaczy chęć bycia miłym, a nawet milutkim, wobec wszystkich za wszelką cenę. I w tym kontekście Voris wypowiada się o duchownych jako „feministycznych mężczyznach” (s. 96).

Jego zdaniem bowiem, „męskość jest nastawiona na poświęcenie się dla dobra wspólnoty. Realizowana w sposób doskonały oznacza ona bycie obrońcą. Musi walczyć z niebezpieczeństwami, które zagrażają wspólnocie (…). Aby wykonywać swoje obowiązki, męskość musi być silna, uparta, niezłomna, nieustępliwa” (s. 103). Tymczasem kobiecość spełnia się w „pielęgnowaniu”, czyli w „miłości miękkiej” (s. 105). Voris uważa, że duchowni amerykańscy w tym sensie niejako porzucili swoją męskość, że przestali przeciwstawiać się duchowemu niebezpieczeństwu płynącemu ze świata, a zaczęli ten świat po prostu, niejako kobieco, pielęgnować, to znaczy niczego nie osądzając, a wszystko w nim tolerując (s. 309). I skutek takiej postawy mógł być jedynie opłakany: „Milutki Kościółek kurczy się i jest nieskuteczny w działaniu, ponieważ jest letni, tworzą go letnie dusze zarówno w ławkach, jak i w prezbiterium. Wszystko to, co letnie, w końcu staje się zimne i gnije” (s. 331).

Hm! Zostawmy już teraz tę nieco kontrowersyjną książkę na boku, by myślami wrócić z dalekich Stanów Zjednoczonych Ameryki do bliskiej naszym sercom Łomży. Jedno jest pewne: do przezwyciężenia dzisiejszego kryzysu w Kościele potrzeba więcej męskiego poświęcenia, czyli po prostu autentycznego ducha służby. Kościół bowiem przez wieki raczej apodyktycznie panował nad Ludem Bożym, ujawniając tym samym swoje nazbyt chmurne oblicze. Nie chodzi jednak o to, by teraz Kościół stał się emocjonalnie milutki, ale po prostu bardziej służebny wobec duchowych potrzeb ludzi.

Z tej racji, że w Polsce duszpasterz (poza katechetami) zależy finansowo od swoich parafian, to jego pokusa, by im się przypodobać dla osiągnięcia większego zysku, jest przeogromna. Taki duszpasterz może niemal od razu stać się więźniem opinii swoich parafian o sobie. Nieraz słyszy się z ust bezkrytycznych księży: „Mnie to parafianie uwielbiają”, a w parafii duszpasterski marazm. Nie ma ducha modlitwy, nie ma adoracji, nie ma wspólnot formacyjnych, nie ma grup modlitewnych, nie ma słowa Bożego, nie ma śpiewu, nie ma pielgrzymek, nie ma strony internetowej, nie ma jakiejkolwiek innej głębszej troski pasterskiej o cokolwiek. Jest natomiast za to spora taca, dająca poczucie komfortu (i stąd ten łatwy wniosek o byciu uwielbianym). Proboszcz np. dwutysięcznej parafii może bardzo szybko spostrzec, że jak zostawi swoich parafian w błogim spokoju, to zyska więcej poklasku i pieniędzy dla siebie. Przecież ok. 90 % parafian pragnie tylko pójść co jakiś czas w niedzielę do kościoła i na tym koniec. A te pozostałe 10 % parafian, chcących czegoś więcej od swojego duszpasterza, można przecież łatwo zbyć ironiczną oceną, że marzy im się bycie świętszymi nawet od Proboszcza. Tyle tylko, że dokładnie w ten sposób zaczyna się jakby niepostrzeżenie destrukcyjna płytkość duszpasterska. Zamiast duchowego przewodzenia Proboszcz coraz bardziej staje się uległy wszystkim we wszystkim. Niejednokrotnie niebawem ster przejmują jakieś osoby zaborcze bądź wpływowe z parafii i już odtąd to one dyktują warunki, choć nie mają głębszego zrozumienia, czym naprawdę powinno być duszpasterstwo. On zaś ogranicza się wówczas do nadmiernej troski o swój wygląd zewnętrzny, wyrafinowaną elegancję na plebanii, ewentualnie od czasu do czasu zagra parafianom coś wzruszającego na gitarze, a jak usłyszy narzekanie starszej pani, że ją wszystko boli i chyba niedługo umrze, to udzieli jej świeckiego pocieszenia: „Niedługo będzie Babcia tańcować na weselu wnuczki jak tralala la!” Och, ale milutko się zrobiło, nieprawdaż? 

I tak oto duchowny, który miał być poważnym ekspertem od kontaktu człowieka z Bogiem, przekształca się w niańkę, pielęgnującą to, co już jest, bez męskiego dynamizmu inspirującego siebie i innych do duchowej walki. A przecież wszystko, co letnie, ma się w końcu, jak słusznie przypomina Voris, stać zimne i zgnić. Szczęść Boże.

Komentarze

  1. Kościół katolicki w Polsce potrzebuje przede wszystkim księży wierzących w Boga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Praktycznie wierzących, a nie tylko teoretycznie.

      Usuń
  2. podaje link, z nadzieją, że choć jedno serce kapłańskie poruszy

    https://www.youtube.com/watch?v=WRwnWVeuOso

    OdpowiedzUsuń
  3. no przecież są w par. Bożego Ciała Wojownicy Maryi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Duchowa walka jest czymś pozytywnym. To jest zaprzeczenie bierności, stagnacji, upadania itd. Często Zmartwychwstałego przedstawiano w sztuce jako młodego wojownika z uniesioną ręką.

      Usuń
    2. Stary zmień dilera, bo takie bzdury to pisze się tylko po syfiaszczym ziele.

      Usuń
    3. [Do Anonimowego z 20 kwietnia 2021 15:13]
      Nietrudno rozpoznać kilka Twoich ostatnich wpisów. Są pełne negatywnych emocji, nigdy zaś merytoryczne. Jakby cała Twoja rzeczywistość to świat narkotyków. Rozluźnij się trochę, bo zamęczysz się samym sobą. Jeśli chcesz podyskutować, to tylko treściowo próbuj. Aż trudno pojąć, że jedyną walką, jaką znasz, jest ta pod remizą, fizyczna. Nie sądzę też, że nigdy nie widziałeś kościelnych rzeźb, choćby w Internecie (Na miejscu Administratora nie zamieszczałbym takich wpisów, bo one rażąco obniżają poziom, racjonalność i sympatyczność bloga).

      Usuń
    4. Tak się zastanawiam czy ten wpis splodzil skapcanialy duchowny czy rycerz Maryjny. Ale to nieważne i jedni i drudzy oderwani są od otaczającej nas rzeczywistości. Czytanie twoich wpisów zawsze budzi we mnie poważne obawy, że ich autor ma jakieś problemy natury psychicznej albo czegoś nadużywa. Jeżeli tak nie jest to bardzo Cię przepraszam i jednocześnie zachęcam do refleksji przy kolejnych wpisach.

      Usuń
  4. Wydaje się, że najważniejszy święty, to święty spokój. Przychodzi młody wikary na parafię - ze swoim entuzjazmem, z pomysłami, z chęcią i gotowością do działania, nafaszerowany teorią, pełen idei, pragnący wreszcie się zrealizować na wielu płaszczyznach i słyszy od starszych kolegów: słuchaj, to jest taka i taka parafia, tu trzeba tak i tak ( i co ma biedny zrobić? )... co gorsza, często słyszy to od swego przełożonego, proboszcza, któremu swoimi działaniami, inicjatywami często zburzy status quo... to też jest pewien problem. Oczywiście jest jakaś grupa proboszczów otwartych , oczekujacych że taki młody przyjdzie i rozrusza parafię. I niby jest ta otwartość, ale taka w konkretnych ramach tylko odtąd - dotąd najlepiej, dlaczego?, a bo to jest konkurent do zdobycia serc parafian. Okazuje się, że coś może zrobić lepiej, ciekawiej, więcej ludzi "za sobą" pociągnąć do Boga... i to też jest problem. Czyli potrzeba z pewnością skupić się na budowaniu zespołu , dobrej relacji proboszcz - wikary. A jak jest ? To chyba każdy w swojej parafii widzi... w tym zakresie wydaje się, że biskup musi być bardzo dobrym strategiem i menedżerem, aby tak dobierać ludzi po parafiach, aby skutki i efekty były optymalne. Jak zwykle ciekawy tekst. Pozdrawiam, Ł.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafione nie tylko w dziesiątkę na tarczy, ale jeszcze w sam środek tej dziesiątki (To do Ł).

      Usuń
    2. Kościół katolicki w Polsce potrzebuje zmian instytucjonalnych i doktrynalnych, a przede wszystkim zwalczenia patologii i dewiacji.

      Usuń
    3. Tylko po co to zmieniać , kiedy jest dobrze jak jest . Wielu sądzi: "za mojego pokolenia starczy", czyli - mnie , a co dalej? A to niech się inni martwią...

      Usuń
  5. A żeby tak co 5 lat zmieniać całą ekipę, od proboszczów , po wykarych, kurialistów? Prezydent się zmienia, parlament, samorząd itd. A tutaj niemal dożywotnio niektórzy. 5 lat to max co bym człowieka na parafii trzymał . Zasiedzieli się już dawno , co poniektórzy .

    OdpowiedzUsuń
  6. Odciąć kler od kasy i obowiązkowa kastracja.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty - wszystkie okresy

Łomża pożegnała ks. biskupa Stanisława Stefanka…

Bal charytatywny z przykrą „atrakcją”…

Nie oszukujmy się i powiedzmy wprost, wakat na tym stanowisku może przynieść tylko pozorne oszczędności…

Apel do prezydenta Mariusza Chrzanowskiego i samorządu…

Słowa bp Stepnowskiego wybrzmiały, jakby obce mu były wskazania Kodeksu Prawa Kanonicznego oraz Soboru Watykańskiego II…