Dopiero uczymy się przebaczającej miłości?

Pandemia, z jednej strony, odzwyczaiła nas od wspólnotowego świętowania, a z drugiej, wzbudziła za nim tęsknotę. To nie sprzeczność, to prosta logika. Odzwyczailiśmy się od rutynowego świętowania, a zatęskniliśmy za świętowaniem nierutynowym. I właśnie 603. rocznica, choć „nieokrągła”, nadania Łomży praw miejskich wydawała się stanowić okazję do czegoś naprawdę wyjątkowego.

Spoiwem wspólnoty mieszkańców miasta pozostają wartości duchowe. Nic więc dziwnego, że świeckie władze postanowiły świętowanie jubileuszu rozpocząć od Mszy Świętej w Katedrze. Wszak łomżanie, a jeszcze bardziej łomżanki, są ponoć bardzo religijną cząstką Kościoła w Polsce. Jeśli jednak zsumujemy liczby wiernych podane w aktualnym „Roczniku Diecezji Łomżyńskiej” z poszczególnych ośmiu parafii łomżyńskich (uwaga: należą do nich także okoliczne wioski!), to okaże się, że tych chrześcijan w sześćdziesięciotysięcznej Łomży jest 50924 (6291+10782+2238+9456+1999+3980+7272+9006). A pozostali to niewierzący? Nieobecni? Zatajeni?

Już pierwszy rzut oka na sakralną przestrzeń Katedry we wtorek 15 czerwca o godz. 10.00 skłaniał do refleksji. Garstka wiernych, jakieś czterdzieści osób? W zasadzie tym razem tak mała liczba nie powinna być mankamentem, bo w liturgii uczestniczyli przecież przedstawiciele lokalnej elity społeczno-politycznej. Ale trzeba jednak zapytać, dlaczego nie przybyli inni mieszkańcy Łomży. Nie przybyli, oczywiście, nie tylko z tych racji, że pozostawali w pracy, ale także dlatego, że najwyższe władze kościelne nie potrafiły duszpastersko przyciągnąć tych, którzy w pracy nie byli. Czy ktoś słyszał, by Biskup Diecezjalny albo Biskup Pomocniczy w służebnym duchu ewangelizacyjnym poprzez choćby media zapraszali mieszkańców Łomży do Katedry (lub nawet na duży plac wokół niej)? A czy w kurialnym Kalendarzu Duszpasterskim zaznaczono tę ważną Eucharystię? A zresztą, czy sam fakt, że liturgii odprawianej za mieszkańców będzie przewodniczył sam Biskup, nie powinien w normalnych warunkach stanowić wystarczającej przynęty?


Biskupowi Diecezjalnemu w króciutkiej procesji na wejście towarzyszyło zaledwie kilku księży, z jego długoletnim Kapelanem na czele. Pomocniczy nieobecny. Wszyscy byli nieco przygnębieni, a Pasterz dodatkowo przygarbiony. I wydawało się, że ten pastorał tylko mu przeszkadza w swobodnym dotarciu do ołtarza. Pamiętam, jak trzy lata temu, na kilka miesięcy przed wyborami prezydenckimi w Łomży i zbliżającym się czasem letniego wypoczynku (żagle, kajaki, rower itd.), lokalny Pasterz był niezwykle wyluzowany. I o ile Nuncjusz Apostolski w Polsce, abp Salvatore Pennacchio, który tamtej uroczystej Mszy Świętej przewodniczył, stresował się mocno zawiłościami języka polskiego, o tyle on jakby wypoczywał. Wciąż szkoda tylko, że na uroczyste 600-lecie Łomży wygłosił homilię tak mało konkretną…

Tym razem Biskup Diecezjalny był jakby wycofany, skonfundowany i niepewny. Dzieje Łomży kojarzył ogólnie z rozwojem, i to różnego rodzaju. Wiedział, że niegdyś była ona grodem, aczkolwiek tej archaicznej nazwy nadużył kilkakrotnie podczas liturgii. Podkreślił, że Łomża leży nad Narwią, przetrwała I i II wojnę światową, a od 1925 pozostaje stolicą diecezji. Tylko tyle? A przecież o dziejach Łomży napisano już sporo książek, m.in. ks. prof. Witold Jemielity, promotor pracy magisterskiej Pasterza Łomżyńskiego, nie licząc rozmaitych artykułów, i tych wyrafinowanych naukowo, i tych publicystycznie prostych. Wszak to miała być wspaniała homilia adresowana do lokalnej elity społeczno-politycznej…

Ktoś z Internautów napisał, że „Duch Święty robił, co mógł. Dwoił się i troił, choć jest tylko jeden”. I chyba to właśnie było najbardziej niezwykłe w całej tej jubileuszowej liturgii! Niby nikt Go nie przyzywał, jak niegdyś Jan Paweł II na Placu Zwycięstwa, ale On działał, niemal wychodził z siebie, by odnowić wszystko. Z Jego natchnienia święty Paweł w pierwszym czytaniu błagał o „łaskę współdziałania w posłudze”. Przecież zarówno Prezydent Miasta, jak i Biskup Diecezjalny, ucieleśniają w dużym stopniu lokalną wspólnotę, na ich twarzach odbija się zawsze jej „tu i teraz”. Nasza miłość codzienna nie może być wykalkulowana, narcystyczna, niezdolna do uniżenia, odbierająca nadzieję, po prostu egoistyczna. „Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią?” Te słowa Jezusa odczytał z Ewangelii Dyrektor Muzeum Diecezjalnego i wybrzmiały one jak wyrzut sumienia wobec teraźniejszości, poczyniony z głębi duchowych dziejów naszego miasta.

W liturgii zawsze dużo mówią gesty, niejednokrotnie może nawet więcej niż słowa. Biskup miał nad ofiarniczym ołtarzem nierównomiernie rozłożone ręce, nie na tej samej wysokości, a ponadto jedna z dłoni pozostawała bardziej nachylona w kierunku poziomym, druga bardziej uniesiona w kierunku pionowym. Jakby znak niedoskonałej miłości Boga i bliźniego? Podczas homilii Pasterz instynktownie cofnął się do Ewangelii poniedziałkowej o zemście: „oko za oko, ząb za ząb”. Wszak jest on w tym akurat temacie ekspertem niebywałym, a życiowymi przykładami mógłby, gdyby tylko chciał, sypać jak z rękawa, nawet opowieściami z prokuratorami, adwokatami i policjantami w tle. Powrócił jednak szybko do rozważań na temat tej doskonałej miłości z bieżącej Ewangelii, ale chyba coraz wyraźniej tracił kaznodziejski rezon… Nagle zakończył mowę słowami: „Przebaczającej miłości, którą zostawił nam Chrystus, uczymy się też w tym mieście”. 

 Uff! My, którzy od tysiąca lat za sprawą św. Brunona z Kwerfurtu jesteśmy chrześcijanami łomżyńskimi, mamy przebaczającej miłości uczyć się dopiero? Szczęść Boże.

Komentarze

  1. A ten tylko o miłości i miłości. Chłopie to zwykle zauroczenie, które w przyszłym tygodniu juz Ci minie.

    OdpowiedzUsuń
  2. no przecież to wyraźny znak do zgody...
    ehh....
    wojenko, wojenko, cóżeś ty za pani...

    OdpowiedzUsuń
  3. W kościele powinni wiedzieć, że można wybaczyć, ale nie chcieć już mieć więcej do czynienia z tą osobą. I to jest ok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się w 10000 % można wybaczyć i się odciąć zupełnie od takich osób, nie chcąc już z nimi mieć do czynienia.

      Usuń
  4. Panie Marianie czytajac Pana umoralniajace wpisy mam pytanie: czy pogodzi się Pan że starosta? I czy wyciagnal by Pan do niego rękę jako pierwszy? Podobnie w przypadku zastępcy biskupa i proboszcza z krzyża.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miłosierny Marianie czekamy na odpowiedź.

      Usuń
    2. Ale chyba inna jest sytuacja dziennikarza, ktory pewne rzeczy naswietla, a inna osob publicznych na gorze. Pomocniczy nie mial zadnego prawa, by angazowac sie w polityczne sprawy personalne. Powinien byc w odpowiednim momemcie upomniany przez Glownego i ukarany. Chyba ze Glowny rownie nieodpowiedzialny?

      Usuń
  5. Piszący na blogu pan Marian Kruk jest autorem, którego dane są zastrzeżone. W oparciu o prawo prasowe życzy sobie takim pozostać. Jestem prawnie i moralnie zobowiązany do uszanowania tej woli. Jako prawnie odpowiedzialny za publikacje, pozwalam sobie odpowiedzieć na pytania przedstawione w powyższym komentarzu. Jestem zadowolony, że one padły, choć nie mamy obowiązku odnosić się do komentarzy. Czynię to wyjątkowo, lecz z wielką przyjemnością.

    Kierowana przeze mnie redakcja pozostaje w sporze sądowym z panem Starostą. Zaproponowałem ugodę, czyli wyciągnąłem dłoń do kompromisowego pojednania. Teraz ruch należy do pana Starosty.
    Trudno określić, kto kryje się pod „zastępcą biskupa”, więc i trudno się odnieść.
    Do proboszcza parafii pw. Krzyża Świętego, ks. Godlewskiego, wyciągnąłem dłoń do pojednania poprzez złożenie stosownego oświadczenia na blogu oraz podczas posiedzenia sądu wyraziłem wolę ugody. Ksiądz Godlewski przed obliczem sądu odmówił mojej propozycji, mimo rozsądnej sugestii ze strony Przewodniczącego Sądu.

    Jak nietrudno zauważyć, w każdym z ww. przypadków, ale i każdym z innych, pełniąc funkcję redaktora naczelnego, byłem w imieniu redakcji tym pierwszym wyciągającym rękę do pojednania i polubownego rozwiązania spraw. Zespół redakcji nie ma więc sobie nic do zarzucenia, jako jej przewodzący zawsze jestem gotowy do rozmów, kompromisów i pojednania, oczywiście opartych na fundamencie prawdy. Szerzej odniosę się do tych zagadnień po zakończeniu postępowań sądowych, gdyż warto będzie bardziej szczegółowo przybliżyć je czytelnikom.

    Ze strony zespołu bloga wykluczam dalszą polemikę w wyżej poruszonych sprawach.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zachęcanie do ugody w taki sposób jak Pan przedstawił nie ma nic wspólnego z pojednanie. Jestem prawnikiem i wiem coś o tym, dlatego nie będę rozwijał tego tematu. Nie będę też poruszał kwestii "zastępcy biskupa", bo bardzo dobrze Pan wie o kogo chodzi tylko w dosyc prymitywny sposób próbuje się Pan wymigac od odpowiedzi na pytanie. Często w swoich felietonach powolujecie się na moralnosc i zasady chrzescijanskie dlatego sami odpowiedzcie sobie na pytanie, czy Jezus Chrystus gdyby się chciał z kimś pojednać zrobił by to w taki sam sposób jak Wy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie rozumiem z jakiego powodu autorzy felietonów, dziennikarze mieliby się jednać, wyciągać rękę, tłumaczyć się? Jeśli jesteś prawnikiem, powinieneś znać rolę dziennikarzy. Jakie pojednanie, jakie wyciąganie ręki? Jaki w tym cel? Pajacowanie, nic więcej. Nie wykorzystujcie Chrystusa do swojej naiwnej manipulacji.

      Usuń
    2. To była odpowiedz na popierdulki Marianowe dotyczące miłości i przebaczania

      Usuń
  7. Zastepca bpa? Jaka jest poprawna nazwa tego urzedu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak będziesz szukał to sprawdź jeszcze: Andrzej z krzyża, grająca, ruda, itd. To pomoże blogerowi w zidentyfikowaniu stałych bohaterów na tym blogu.

      Usuń
    2. Jestem stalym czytelnikiem bloga. Czasami zastepcą nazywano tu Pomocniczego. Zastepca to moze byc takze Wikariusz Biskupi, ale tych jest dwoch. O kogo wiec chodzi, bo cala trojka przewijala sie w tekstach?

      Usuń
  8. Nie trzeba chyba miec genialnego umyslu, by zrozumiec, ze felieton dotyczy koniecznosci pojednania miedzy najwyzsza wladza swiecka i najw wladza koscielna w Lomzy. Calą sprawe popsul Pomocniczy w 2018 rolu. Dlatego inicjjatywa pojednania musi wyjsc od Biskupa glownego. On zwleka, tlumaczac, ze dopiero przebaczenia uczymy sie w miescie. Wszelkie inne pojedmania, np. w rodzinach, powinny wzorowac sie na modelowym pojednaniu na gorze. Taka jest oczekiwana kolejnosc rzeczy i nie wolno odwracac kota ogonem.

    OdpowiedzUsuń
  9. a może to krok ku pojednaniu?:
    "My biskup łomżyński, władca diecezjalny uczymy się przebaczającej miłości... itd." To chyba powód do radości..

    OdpowiedzUsuń
  10. Odpowiedzi
    1. Czemu to widzisz drzazge w oku swego brata, a belki w swoim oku nie dostrzegasz? To jest MIECZ OBOSIECZNY.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty - wszystkie okresy

Łomża pożegnała ks. biskupa Stanisława Stefanka…

Bal charytatywny z przykrą „atrakcją”…

Nie oszukujmy się i powiedzmy wprost, wakat na tym stanowisku może przynieść tylko pozorne oszczędności…

Apel do prezydenta Mariusza Chrzanowskiego i samorządu…

Słowa bp Stepnowskiego wybrzmiały, jakby obce mu były wskazania Kodeksu Prawa Kanonicznego oraz Soboru Watykańskiego II…