Cyna świętego spokoju…
Dnia 18 grudnia mija 10 lat od momentu, gdy Ksiądz Prałat Janusz Bogusław Stepnowski przyjął w lokalnej Katedrze święcenia biskupie, stając się faktycznie Pasterzem Łomżyńskim. Zakładając, że objęcie Diecezji przez Biskupa to rodzaj zaślubin z konkretną wspólnotą (symbolizowanych przez noszony pierścień biskupi), mamy zatem do czynienia z cynowym jubileuszem. Cyna stanowi w organizmie szeroko pojęty faktor wzrostu. I właśnie o ten wzrost w Kościele Łomżyńskim na przestrzeni ostatnich dziesięciu lat pytam w niniejszym felietonie.
Ale zacznijmy od zwięzłego CV Dostojnego Jubilata. Urodził się on w niedalekiej Ostrołęce ponad 63 lata temu. Do łomżyńskiego Seminarium wstąpił z dwuletnim opóźnieniem, potem w międzyczasie odbył jeszcze służbę wojskową i 1 czerwca 1985 roku został wyświęcony na kapłana. Rzecz charakterystyczna, ale Profesorowie raczej go nie zapamiętali jakoś szczególnie, aczkolwiek najważniejsi Przełożeni (w tym Rektorzy) już nie żyją. Od razu po święceniach kapłańskich został skierowany na studia specjalistyczne z prawa kanonicznego do Hiszpanii, gdzie uzyskał stopień doktora, nienostryfikowany jednak w Polsce (czyli poza kontekstem wewnątrzkościelnym nie może się tym stopniem posługiwać; jest natomiast magistrem teologii). W wieku 31 lat rozpoczął pracę w Watykanie, dochodząc do tytułu prałata honorowego i szefa zajmującego się wizytami biskupów ad limina. Już na kilka miesięcy przed ogłoszeniem nazwiska nowego Biskupa Łomżyńskiego pisano nieoficjalnie w „Rzeczpospolitej”, że to właśnie on nim zostanie; był więc z pewnością planowany od pewnego czasu. Upublicznienie nominacji 11 listopada 2011 roku (prekonizacja) spotkało się w Diecezji Łomżyńskiej raczej z umiarkowanym przyjęciem. Podczas samej liturgii święceń, której przewodniczył kanadyjski kardynał Marc Armand Ouellet z Watykanu, odczytano m.in. list gratulacyjny od Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego: „Za swoją dewizę herbową obrał Ksiądz Biskup słowa św. Pawła Apostoła z Pierwszego Listu do Koryntian: Gratia et Pax – Łaska i Pokój, słusznie dostrzegając w nich znacznie więcej niż słowa życzliwego pozdrowienia. Bogata treść teologiczna obu tych zasadniczych pojęć stanowi w istocie wielki program duszpasterski, którego realizację zamierza Ekscelencja podjąć”. Czy rzeczywiście tak było w całej dekadzie?
Rozpoczynając posługę w Kościele Łomżyńskim nie miał prawie żadnego doświadczenia duszpasterskiego (nigdy nie był ani wikariuszem, ani proboszczem na parafii). Oparł się jednak na sugestiach niektórych znanych mu z przeszłości Księży, aczkolwiek raczej do dzisiaj nie istnieje osoba, o której można byłoby powiedzieć, że jest jakąś „szarą eminencją przy Ekscelencji”. Zbiera on dość skrupulatnie informacje, plotki i pomówienia, ale ostatecznie sam stoi za finalnymi decyzjami personalnymi. Jest w tym względzie niezwykle skryty, a nawet nieprzejednany. Dużym echem odbiły się jego pierwsze decyzje personalne, takie jak: emocjonalne usunięcie Brata Serca Jezusowego z furty kurialnej, nieskuteczna nominacja proboszczowska na Czerwin, niepotrzebny konflikt o mieszkanie ze swoim zasłużonym Profesorem, niecierpliwa zmiana Rektora Seminarium, nagłe pozbycie się Ojca Duchowego (w tym roku nastąpił jego powrót na to stanowisko) itd. itd. To tylko przykłady.
Pod jego rządami liczba kleryków w łomżyńskim Seminarium spadła z 68 do obecnie 32 (jeden z nich pozostaje na urlopie rektorskim) i ten spadek o ponad 50 proc. może być rekordowy w całej Polsce. Jeden z kleryków popełnił samobójstwo. Wydaje się, że Biskup nie potrafi całej tej sytuacji kryzysowej zinterpretować poprawnie w świetle Ducha Świętego. A zatem, że, po pierwsze, Diecezja Łomżyńska ma na razie wystarczającą liczbę księży, którymi nie wolno pomiatać, ale po drugie, że spadek powołań nie może być zupełnie zignorowany, bo jest on znakiem kryzysu duszpasterskiego w Kościele, w tym przede wszystkim znacznego deficytu duchowości po stronie biskupów i kapłanów. A więc to właśnie ten kryzys, duchowy (awers) i duszpasterski (rewers), trzeba mądrze i cierpliwie przezwyciężać (!).
Po pierwszych spotkaniach kolędowych z duchowieństwem w 24 dekanatach, kiedy bardzo się męczył bezpośrednim kontaktem, i pierwszym Wielkim Czwartku, kiedy zaprosił duchownych na posiłek nie do Domu Biskupiego (jak to było dotąd), lecz do pobliskiej szkoły, komentowano powszechnie, że nowy Biskup jednak nie lubi księży. Jeśli chodzi o liturgie wielkoczwartkowe w Katedrze (czyli z księżmi z całej Diecezji), tylko raz otrzymał oklaski po homilii, właśnie podczas tego pierwszego za swoich rządów Wielkiego Czwartku (2012), ale stanowiły one raczej rodzaj kapłańskiego oddania się nowemu Pasterzowi, niż ocenę jego chaotycznego i powierzchownego kazania. Nie znaczy to, że kazania mówi źle; zdarzały mu się nawet wybitne, ale ogólnie egzegeza teoretyczna dominuje w nich rutynowo nad egzystencjalną aktualizacją słowa Bożego. Raczej nie potrafi, a nawet nie próbuje, wygłosić homilii przystępnej do dzieci czy inspirującej do młodzieży. Nie zaśpiewał także jeszcze dotąd uroczyście prefacji mszalnej. Być może najklarowniejszym znamieniem całej jego dziesięcioletniej posługi pasterskiej pozostaje nominacja (jak twierdzą duchowni) księdza mającego dziecko (poczęte już dość dawno) na urząd proboszcza.
Nietrudno dostrzec, co również potwierdzają kurialiści i inni księża, że jest zwolennikiem duszpasterskiego minimalizmu, preferując w zamian parafialne remonty. Nie przeszkadza jednak duchownym, czy to tym z Kurii, czy tym z terenu, w prowadzeniu intensywnego i kreatywnego duszpasterstwa. Wszelkie media zdaje się traktować niemal z definicji jako antykościelne, zredukował choćby do zupełnego minimum, i to w dobie rozkwitu epoki cyfrowej, media diecezjalne. Wiernym świeckim oferuje głównie „amerykański uśmiech”; i to jest taki „biegun południowy” jego osobowości towarzyszący zamiennie „biegunowi północnemu”, który sprowadza się do znudzenia, onieśmielenia, dystansu czy nawet zagubienia i rozdrażnienia. Docelowo z pewnością marzy o świętym spokoju, a najbardziej boi się chyba koronawirusa i… podobno publikacji na niniejszym blogu.
Źródłowo jakby brakowało mu głębszej duchowości, skutkującej majestatycznym promieniowaniem na zewnątrz autorytetu pasterskiego. No cóż, cała nadzieja chyba w kolejnej dekadzie. I właśnie spełnienia się tej nadziei życzę Diecezji Łomżyńskiej w trakcie przygotowywania się do obchodów stulecia swego istnienia. Niech w niej naprawdę zapanuje „łaska i pokój!” Szczęść Boże.
PS. Wiele by trzeba było jeszcze napisać, ale może niech to uczynią poniżej Czytelnicy.
Ale zacznijmy od zwięzłego CV Dostojnego Jubilata. Urodził się on w niedalekiej Ostrołęce ponad 63 lata temu. Do łomżyńskiego Seminarium wstąpił z dwuletnim opóźnieniem, potem w międzyczasie odbył jeszcze służbę wojskową i 1 czerwca 1985 roku został wyświęcony na kapłana. Rzecz charakterystyczna, ale Profesorowie raczej go nie zapamiętali jakoś szczególnie, aczkolwiek najważniejsi Przełożeni (w tym Rektorzy) już nie żyją. Od razu po święceniach kapłańskich został skierowany na studia specjalistyczne z prawa kanonicznego do Hiszpanii, gdzie uzyskał stopień doktora, nienostryfikowany jednak w Polsce (czyli poza kontekstem wewnątrzkościelnym nie może się tym stopniem posługiwać; jest natomiast magistrem teologii). W wieku 31 lat rozpoczął pracę w Watykanie, dochodząc do tytułu prałata honorowego i szefa zajmującego się wizytami biskupów ad limina. Już na kilka miesięcy przed ogłoszeniem nazwiska nowego Biskupa Łomżyńskiego pisano nieoficjalnie w „Rzeczpospolitej”, że to właśnie on nim zostanie; był więc z pewnością planowany od pewnego czasu. Upublicznienie nominacji 11 listopada 2011 roku (prekonizacja) spotkało się w Diecezji Łomżyńskiej raczej z umiarkowanym przyjęciem. Podczas samej liturgii święceń, której przewodniczył kanadyjski kardynał Marc Armand Ouellet z Watykanu, odczytano m.in. list gratulacyjny od Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego: „Za swoją dewizę herbową obrał Ksiądz Biskup słowa św. Pawła Apostoła z Pierwszego Listu do Koryntian: Gratia et Pax – Łaska i Pokój, słusznie dostrzegając w nich znacznie więcej niż słowa życzliwego pozdrowienia. Bogata treść teologiczna obu tych zasadniczych pojęć stanowi w istocie wielki program duszpasterski, którego realizację zamierza Ekscelencja podjąć”. Czy rzeczywiście tak było w całej dekadzie?
Rozpoczynając posługę w Kościele Łomżyńskim nie miał prawie żadnego doświadczenia duszpasterskiego (nigdy nie był ani wikariuszem, ani proboszczem na parafii). Oparł się jednak na sugestiach niektórych znanych mu z przeszłości Księży, aczkolwiek raczej do dzisiaj nie istnieje osoba, o której można byłoby powiedzieć, że jest jakąś „szarą eminencją przy Ekscelencji”. Zbiera on dość skrupulatnie informacje, plotki i pomówienia, ale ostatecznie sam stoi za finalnymi decyzjami personalnymi. Jest w tym względzie niezwykle skryty, a nawet nieprzejednany. Dużym echem odbiły się jego pierwsze decyzje personalne, takie jak: emocjonalne usunięcie Brata Serca Jezusowego z furty kurialnej, nieskuteczna nominacja proboszczowska na Czerwin, niepotrzebny konflikt o mieszkanie ze swoim zasłużonym Profesorem, niecierpliwa zmiana Rektora Seminarium, nagłe pozbycie się Ojca Duchowego (w tym roku nastąpił jego powrót na to stanowisko) itd. itd. To tylko przykłady.
Pod jego rządami liczba kleryków w łomżyńskim Seminarium spadła z 68 do obecnie 32 (jeden z nich pozostaje na urlopie rektorskim) i ten spadek o ponad 50 proc. może być rekordowy w całej Polsce. Jeden z kleryków popełnił samobójstwo. Wydaje się, że Biskup nie potrafi całej tej sytuacji kryzysowej zinterpretować poprawnie w świetle Ducha Świętego. A zatem, że, po pierwsze, Diecezja Łomżyńska ma na razie wystarczającą liczbę księży, którymi nie wolno pomiatać, ale po drugie, że spadek powołań nie może być zupełnie zignorowany, bo jest on znakiem kryzysu duszpasterskiego w Kościele, w tym przede wszystkim znacznego deficytu duchowości po stronie biskupów i kapłanów. A więc to właśnie ten kryzys, duchowy (awers) i duszpasterski (rewers), trzeba mądrze i cierpliwie przezwyciężać (!).
Po pierwszych spotkaniach kolędowych z duchowieństwem w 24 dekanatach, kiedy bardzo się męczył bezpośrednim kontaktem, i pierwszym Wielkim Czwartku, kiedy zaprosił duchownych na posiłek nie do Domu Biskupiego (jak to było dotąd), lecz do pobliskiej szkoły, komentowano powszechnie, że nowy Biskup jednak nie lubi księży. Jeśli chodzi o liturgie wielkoczwartkowe w Katedrze (czyli z księżmi z całej Diecezji), tylko raz otrzymał oklaski po homilii, właśnie podczas tego pierwszego za swoich rządów Wielkiego Czwartku (2012), ale stanowiły one raczej rodzaj kapłańskiego oddania się nowemu Pasterzowi, niż ocenę jego chaotycznego i powierzchownego kazania. Nie znaczy to, że kazania mówi źle; zdarzały mu się nawet wybitne, ale ogólnie egzegeza teoretyczna dominuje w nich rutynowo nad egzystencjalną aktualizacją słowa Bożego. Raczej nie potrafi, a nawet nie próbuje, wygłosić homilii przystępnej do dzieci czy inspirującej do młodzieży. Nie zaśpiewał także jeszcze dotąd uroczyście prefacji mszalnej. Być może najklarowniejszym znamieniem całej jego dziesięcioletniej posługi pasterskiej pozostaje nominacja (jak twierdzą duchowni) księdza mającego dziecko (poczęte już dość dawno) na urząd proboszcza.
Nietrudno dostrzec, co również potwierdzają kurialiści i inni księża, że jest zwolennikiem duszpasterskiego minimalizmu, preferując w zamian parafialne remonty. Nie przeszkadza jednak duchownym, czy to tym z Kurii, czy tym z terenu, w prowadzeniu intensywnego i kreatywnego duszpasterstwa. Wszelkie media zdaje się traktować niemal z definicji jako antykościelne, zredukował choćby do zupełnego minimum, i to w dobie rozkwitu epoki cyfrowej, media diecezjalne. Wiernym świeckim oferuje głównie „amerykański uśmiech”; i to jest taki „biegun południowy” jego osobowości towarzyszący zamiennie „biegunowi północnemu”, który sprowadza się do znudzenia, onieśmielenia, dystansu czy nawet zagubienia i rozdrażnienia. Docelowo z pewnością marzy o świętym spokoju, a najbardziej boi się chyba koronawirusa i… podobno publikacji na niniejszym blogu.
Źródłowo jakby brakowało mu głębszej duchowości, skutkującej majestatycznym promieniowaniem na zewnątrz autorytetu pasterskiego. No cóż, cała nadzieja chyba w kolejnej dekadzie. I właśnie spełnienia się tej nadziei życzę Diecezji Łomżyńskiej w trakcie przygotowywania się do obchodów stulecia swego istnienia. Niech w niej naprawdę zapanuje „łaska i pokój!” Szczęść Boże.
PS. Wiele by trzeba było jeszcze napisać, ale może niech to uczynią poniżej Czytelnicy.
Piszę pan Kruk nieprawdę to jest bardzo dobry Biskup a że dzisiaj jest moda na niszczenie autorytetów to Pan tak czyni.
OdpowiedzUsuńDo napisania niniejszego felietonu sposobiłem się od kilku miesięcy. Proszę mi wierzyć, nie było to łatwe, gdyż jestem stanu świeckiego. Wymagało to ciężkiej pracy, wielu spotkań z osobami różnych środowisk, nie tylko w Łomży, a w ślad za tym poświęcenia ogromu czasu i nieco funduszy z mojej skromnej emerytury /na pokrycie kosztów podróży/. Proszę zauważyć, że funkcjonujemy w demokratycznym państwie prawa (jeszcze?), które pozwala każdemu do wyrażania swoich opinii, poglądów i ocen. Tym charakteryzuje się wolność słowa. Takoż w przypadku niniejszego felietonu z praw tych skorzystałem i uczyniłem. Pochopne operowanie słowem „niszczenie” jest niebezpieczne, a w osądzie powyższego tekstu wprost nieuprawnione. Szczęść Boże.
UsuńAbsolutnie popieram tego typu wyrażanie swego zdania, proszę tylko pamiętać, że warto zauważyć też jakieś dobro, które jest w tym środowisku, a które jest w jakimś stopniu udziałem biskupa. Trudno jest być liderem wszechstronnym. Sądzę, ze bp.Janusz ma kilka wartościowych inicjatyw, ale istotnie kierować dość zróżnicowaną diecezją trzeba umieć. Nie każdy się rodzi strategiem, menedżerem czy wizjonerem lub też autorytetem. Ale część tego typu kompetencji można nabyć, wyuczyć. Kościół się zmienił i trzeba wychodzić na przeciw tym zmianom a tego trochę brakuje. Całe szczęście w wielu parafiach jest nieco młodych księży pełnych entuzjazjmu, którzy działają dość prężnie mają wyraźne sukcesy. Oby taki bp nie gasił ich zapału - tu jest klucz. Poza tym mądrość człowieka powinna przychodzić z wiekiem, problem w tym, że nie każdy radzi sobie (nadąża) w tej dynamice przemian społecznych. Czy bp.łomżyński nadąża? Nie wiem, mnie jestem duchownym, ale wiedzieć wszystko o wszystkich powinien i narzucić pewien trend, mieć plan na tę diecezję. Tymczasem wydaje się, że wszelka inicjatywa jest raczej oddolna i wyłącznie lokalna, co też jest z drugiej strony dobre. Nie mniej, trzeba ukierunkować diecezjan, być aktywnym. Tymczasem z tą aktywnością to raczej więcej przejawia jej bp pomocniczy. Problem tylko w tym, że jest to nieco stronnicze i niekoniecznie mądre. podsumowując: ... po czynach ich poznacie... a jak jest - każdy widzi. Pozdrawiam. Ł.
UsuńDo Ł.
UsuńZgadza się. Pomocniczy by bardziej działał, ale siłowo, formalnie i schematycznie. Natomiast u Diecezjalnego jest minimalizm. Dobro dzieje się obok niego. On raczej nie ma wizji, programu, inspiracji, oprócz remontów. Jemu zależy, by o nim była cisza. Na taki jubileusz powinien być wywiad w mediach diecezjalnych, a tymczasem odtworzyli życzenia sprzed roku, nie poprawiając nawet rocznicy. Jest dziesiąta, nie dziewiąta. Nie pompa, ale podsumowanie przeszłości i spojrzenie w przyszłość. Nawet listy pasterskie powinny być jego własne. Tegoroczne życzenia na Boże Narodzenie to dzieło Rzecznika, widać po języku. Duszpasterstwo jest refleksem duchowości. Trzeba coś z siebie dać. Nie wystarczy tylko czekać co zrobią inni.
Jest i tak znacznie lepszy od poprzednika, który zapisał się w historii zniszczeniem ołtarza katedralnego i wielką pychą, związaną z próbą wzniecenia kultu swojej osoby. A już nie chcę wspominać nawet o zboczeńcu, który był wcześniej, w którego zboczenia były tolerowane przez lata przez lokalny kościółkowy establishment. Obecny biskup ma swoje wady, ale to i tak to znacznie wyższy poziom niż poprzednicy
OdpowiedzUsuńZewnętrznie, szczególnie dla świeckich, może być pozytywny. Nawet te kazania są prostsze od kazań Poprzednika. Ale kiedy bada się jego relacje do księży, wtedy otwiera się Puszka Pandory.
OdpowiedzUsuńDobry biskup, czego chcecie...
OdpowiedzUsuńPrzyjrzał bym się historii rodzinnej wielce miłościwego. Bardzo ciekawa.
OdpowiedzUsuńSwoim błędom się przyjrzyj, nieuku....
Usuń