Przypowieść o zagubionym pasterzu?


Kiedy wyznaczone na 2 maja br. w Zuzeli kapłańskie dziękczynienie za beatyfikację Prymasa Kardynała Stefana Wyszyńskiego zakończyło się frekwencyjną i duchową katastrofą, Kuria Łomżyńska odwołała „po cichu” podobne dziękczynienie z udziałem wiernych świeckich zaplanowane pierwotnie na 12 czerwca br. Jednakże z początkiem sierpnia br. Biskup Łomżyński wyartykułował decyzję o połączeniu tego niedoszłego dziękczynienia z diecezjalnymi Dożynkami, które w poprzednich latach cieszyły się całkiem zadowalającą frekwencją. Wskazując dzień 11 września br., Ekscelencja pisał w komunikacie: „Zapraszam wszystkich Diecezjan: rodziny, młodzież, dzieci, członków grup modlitewnych, ruchów i stowarzyszeń kościelnych, osoby życia konsekrowanego i kapłanów, abyśmy razem jako wspólnota diecezjalna spotkali się na modlitewne dziękczynienie za dar błogosławionego Stefana Wyszyńskiego w Sanktuarium w Zuzeli”.

Odzew nie był oszałamiający, czyli ogólnie charakterystyczny dla ostatniej dekady. Pewnie gdybyśmy odjęli dożynkowe delegacje z całej Diecezji, to w liturgicznym zgromadzeniu pozostałaby garstka innych osób, o dzieciach i młodzieży już nie wspominając. Rzęsisty deszcz, który sprawił, że prawie wszyscy wierni znaleźli się wewnątrz murów kościoła, dokumentował, że zostały one w miarę wypełnione. Trzeba przyznać, że neogotycka budowla, wznoszona w okresie dzieciństwa późniejszego Prymasa Polski, nie jest mała: 44 m długości i 25 m szerokości, czyli że np. wszyscy obecni Parafianie z Zuzeli (ok. tysiąca osób) zmieściliby się na jednej Eucharystii. I w takiej mniej więcej liczebnej reprezentacji półmilionowa Diecezja Łomżyńska dziękowała Bogu za plony i za nowego Błogosławionego, wspaniały „owoc” swojej ziemi (przede wszystkim Zuzeli, Andrzejewa i Łomży).

Homilia pasterska trwała nieco ponad 18 minut. Rozpoczęła się od podziękowań skierowanych do delegacji dożynkowych za to, że mimo deszczu przybyły z wieńcami z różnych zakątków Diecezji. Ten deszcz to ogólnie błogosławieństwo, bo dzień wcześniej Pasterz widział pod Miastkowem pracującego na roli rolnika, za którym unosił się kurz. Ale choć „kukurydza wyschła”, to jednak tegoroczne plony zbóż były „wyjątkowe”. Starostom dożynkowym szczególnie obrodziła „borówka amerykańska”, czyli jagody. Prymas Tysiąclecia, mimo że był synem lokalnego organisty, znał także trud pracy rolników na początku XX wieku. Dzisiaj jednak gospodarstwa rolne są już inne, bo przypominają „większe przedsiębiorstwa” (raczej przejęzyczenie, powinno być chyba, że „mniejsze”?).

I tak oto te wstępne uwagi zajęły około 5 i pół minuty. Niby wszystko odbyło się zgodnie z kanonami homilii, czyli rozpoczęcie od migawki egzystencjalnej, ale sposób prezentacji przypominał bardziej luźną pogawędkę Pasterza z rolnikami gdzieś już poza kościołem przy bigosie, niż głębokie wprowadzenie w sam rdzeń uroczystej homilii.

Trzon homilii stanowiła katechetyczna wykładnia pierwszego czytania i Ewangelii. Izraelici, którzy tworzą sobie bożka (cielca) z metalu, ulegają pokusie powrotu do pogaństwa. A dwie przypowieści Jezusa, o zagubionej owcy i o zagubionej drachmie, to ilustracja słabości człowieka, który „może się w życiu zagubić”. Oto np. rodzice wkładają całe swoje serce w proces wychowania dzieci, a skutki okazują się niezadowalające. Prawdopodobnie Pasterz zamierzał pierwotnie jeszcze sparafrazować i trzecią przypowieść z Ewangelii, a mianowicie o synu marnotrawnym, ale uznał, że nie ma potrzeby, bo ten akurat tekst biblijny znajduje się w centrum liturgii Wielkiego Postu. W pewnym momencie jakby urwanym zdaniem Ekscelencja napomknął, że niektórzy księża także się zagubili…

Nie było oklasków, ani na koniec homilii, ani w jej trakcie! Ich nie powinno być absolutnie na niedzielnych Eucharystiach sprawowanych przez zwykłych księży. Ale mają one swoją wagę, gdy jakiejś wielkiej uroczystości liturgicznej przewodniczy Biskup Diecezjalny. Spontaniczne oklaski nie oznaczają wtedy jedynie uznania dla walorów retorycznych Kaznodziei, ale stanowią egzystencjalną decyzję o chęci wypełnienia zaprezentowanych wskazań, są wyrazem głębokiej wiary. No tak, ale jakie przesłanie zostało skierowane do rolników? Było jakieś? Do czego faktycznie zmierzała pasterska homilia? Jak wyglądał jej konspekt ustalony przynajmniej dzień wcześniej? Jakie konkretne cele zostały nakreślone? Jaki tytuł można byłoby jej nadać? Kto się więc tak naprawdę ostatecznie zaplątał, zamotał, zagubił?

Homilia musi być konkretem. Jak te ziarna zbóż, jak te owoce, jak te wieńce, jak ten smaczny chleb, jak sam Prymas Tysiąclecia. Homilia powinna oddziaływać na umysły, serca, emocje uczestników liturgii i potem odbijać się jeszcze dużym echem w ich życiu przez co najmniej kolejny tydzień. Zmęczony i jakby zbolały głos Pasterza wykreował coś na wzór improwizowanej medytacji, z której tak naprawdę chyba niewiele wynikało dla konkretów egzystencji uroczyście zaproszonych z całej Diecezji wiernych... Szczęść Boże.

PS. Pierwsze miejsce w konkursie „najpiękniejsze wieńce dożynkowe” zajęły ex aequo parafie Zalas i Nowa Wieś.

Komentarze

  1. Jak księża mają być nie zagubieni, jak Pasterz ich nie szuka, z nimi nie rozmawia, ich nie zna, a kieruje się uprzedzeniami ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak jest, tylko jak Mu to powiedzieć? Jak dotrzeć do otoczenia? Ten blog wykonał fantastyczną robotę w tym względzie, ale przecież ilu było i jest przeciwników. Podobno Nuncjatura wszystkiemu się przygląda.

      Usuń
  2. Przyczyną zagubienia niektórych księży jest w dużej mierze Pasterz. Czasami zmiana pasterza jest uzdrowieniem przyczyny

    OdpowiedzUsuń
  3. Mała migawka.
    W styczniu odbywa się kolęda Biskupa w Domu Księży Emerytów. Oni chcą z nim pogadać, jak parafianie że swoim proboszczem czy wikariuszem. Nawet zbierają składkę. Natomiast on w otoczeniu Dyrektora wchodzi tylko do pokojów, kropi wodą święconą i pyta Jak się mieszka? Odpowiedz musi brzmiec, że dobrze. Jest lęk przed problemami księży, jakaś ucieczka w swój świat. w otoczenie pięciu-sześciu księży.
    A to tylko wierzchołek góry lodowej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Cóż można powiedzieć wiernym, jeśli się nie ma nic do powiedzenia?
    Żadnej wizji Kościoła, żadnych dalekosiężnych planów, żadnych poważnych wskazań, żadnych zapadających w serca treści...
    Jeden coś tam teoretyzuje o jakimś starożytnym słówku, jakby to kogoś obchodziło, drugi bezmyślnie odczytuje te swoje niestrawne odezwy antyalkoholowe, że po ich wysłuchaniu człowiek ma się ochotę napruć w trupa.
    Marazm, nuda, brak świadectwa, brak nadziei, brak wiary, brak życia...
    Czy ktoś sie wreszcie tam, na tym kościelnym Titaniku obudzi?

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeżyjmy to raz jeszcze.
    Jest wigilia 2018 roku. Dom Biskupi w Lonzy. Biskup ma rozwiązać pewien konflikt między księżmi. Otóż proboszcz najpierw zgodził się, by pomagający mu ksiądz na parafii chodził z nim po kolędzie, ale w ostatniej chwili bez słowa z tej zgody sie wycofał, za co otrzymał klika mocnych slów. Biskup jako najwyższy sędzia w diecezji dokonuje czegoś nie do pomyślenia. Na świadków powołuje biskupa pomocniczego i kurialistę (potem zostanie on wikariuszem biskupim i proboszczem ogromnej parafii). Przy obydwu stronach konfliktu trzykrotnie otwartym tekstem biskup nakazuje świadkom stwierdzić, że proboszcz od samego początku nie zgadzal się na wspólną kolędę i to ma rzekomo zamknąć sprawę. Problem pierwszy polega na tym, że ani biskup pomocniczy, ani kurialista nie byli przy rozmowie o kolędzie między księżmi, są więc fałszywymi świadkami. A po drugie brak chęci współpracy proboszcza z księdzem oddelegowanym do współpracy z nim kompromituje proboszcza i to on powinien zostać przywołany do porządku. Proboszcz niemal leży na fotelu pewny swego. Biskup pomocniczy przerywanym głosem zeznaje tak jak kazał biskup główny. Po chwili tak samo zeznaje kurialista. Najwyższy sędzia emocjonalnie triumfuje i ironicznie dopytuje księdza, czy słyszał zeznania.
    Czy jest jakieś etyczne rozwiązanie tej sprawy poza podaniem się biskupa do dymisji?
    To sprawa jedna z wielu... Niejako model zachowań tego biskupa. jednostka traktowana jest jak szmata, on musi mieć racje.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeden z księży profesorów Seminarium po zmianie biskupa w diecezji, rok 2011, nie otrzymywał wynagrodzenia za wykłady. Zorientował się, że jest jedynym profesorem bez wynagrodzenia, ale całymi latami milczał. Dopiero gdy biskup zaczął go poniżać, zasygnalizował, że są zaległości. Biskup odpowiedział, że porozmawia o tym z rektorem. Przez kolejne pół roku nic się nie działo. Profesor zasugerował wówczas biskupowi, by pokrywał z tych zaległości składkę ZUS. Znowu dluga cisza. Wreszcie kurialista, ten, który zostanie niebawem wikariuszem biskupim a potem proboszczem, przedstawił księdzu profesorowi propozycje nie do odrzucenia. Jak złoży rezygnację z pracy w seminarium, to otrzyma zaległości. Honor nie pozwolił mu nie wykonać tej sugestii. Otrzymał za siedem lat 14 tys. zł, czyli 2 tys za rok. To norma. Problem polega na tym, że sprawę pilotował wspomniany kurialista i rzecznik kurii. Ani biskup, ani rektor nigdy nie powiedzieli ani dziękuję, ani przepraszam. Savoir vivre biskupa łomżyńskiego. Można być dalej na urzędzie biskupim?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aaa, to już wszystko jasne o co w tym całym pisaniu i trosce chodzi...

      Usuń
    2. Chodzi o granice etyczne, których przy pełni władzy przekroczyć nie wolno. Tak?

      Usuń
    3. O kasę, misiu, chodzi....zawsze o kasę

      Usuń
  7. A co ze śmiercią kleryka ... Przecież jego koledzy wszystko wiedzą, dlaczego milczą?

    OdpowiedzUsuń
  8. W jednej z parafii w Łomży proboszcz po miesiącu pozbył się wikariusza. Jakiś czas później biskup zaczął opowiadać, że ten wikariusz bardzo chwalił sobie współpracę z tym proboszczem. Manipulacja na szczytach władzy kościelnej to praktyka.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty - wszystkie okresy

Łomża pożegnała ks. biskupa Stanisława Stefanka…

Bal charytatywny z przykrą „atrakcją”…

Nie oszukujmy się i powiedzmy wprost, wakat na tym stanowisku może przynieść tylko pozorne oszczędności…

Apel do prezydenta Mariusza Chrzanowskiego i samorządu…

Słowa bp Stepnowskiego wybrzmiały, jakby obce mu były wskazania Kodeksu Prawa Kanonicznego oraz Soboru Watykańskiego II…